Dzieci przyjmują troskę i uwagi rodzica, kiedy…
Często napominamy dzieci, by coś robiły np. utrzymywały proste plecy, uczyły się więcej i lepiej, ubierały ładniej, cieplej, myły zęby itd. itp
To takie przykłady, które mi przyszły jako pierwsze każdy z nas wie, o czym do dziecka często mówi, w czym chce poprawy.
I sedno. Kiedy napominamy dziecko o te ważne dla nas rzeczy i robimy to z innych pobudek niż miłość do dziecka, poniesiemy mniejszą lub większą klęskę i/lub uzyskamy krótkotrwały efekt.
JESLI DZIECKO NIE JEST CELEM SAMYM W SOBIE
Dzieci czują, kiedy napominamy je, bo np. wstydzimy się ich/ ich zachowania, czują, że zależy nam na opinii sąsiadów, nauczycieli, teściowej; czują, że chcemy czegoś „na pokaz”, dla nakarmienia naszego ego itp. Możecie dodać w komentarzach, z jakich jeszcze powodów można strofować dziecko, by coś robiło. Wtedy w dziecku powstaje opór, takie poczucie, że rodzic chce nim coś ugrać. I wiadomo, dziecko średnio lub wcale chce współpracować z rodzicem.
PO CO DOŻYWAĆ SWOJE UCZUCIA?
Dzieci przyjmują troskę i uwagi rodzica, kiedy czują, że chodzi o nie same. Tylko o nie. Kiedy czują, że to z miłości, że patrzymy na nie sercem. Zatroskanym, pełnym ciepła i czasem smutku, że coś zawaliliśmy (bo nie mieliśmy zasobów, by dać coś więcej)i chcemy zmienić – sercem.
Wiem, to może wydawać się takie pisanie dla pisania. Prawda jest jednak taka, że większość z nas doświadcza w dzieciństwie sytuacji, które sprawiają, że się zamrażamy emocjonalnie – zamykamy serce. Robimy to, by przetrwać, bo inaczej by się nie dało, bo ból by zabił.
Kiedy jesteśmy już dorośli, mamy dojrzalszą psychikę niż w chwilach, gdy przydarzyły nam się te trudne sytuacje, możemy w nie wejść i spotkać się ze sobą samą/ym ponownie i doczuć, dożyć tamte uczucia, a dzięki temu otworzyć serce.
JAK TAM TWOJE WEWNĘTRZNE DZIECKO W WIEKU REALNEGO?
Mam taką teorię, że jeśli masz trudność z dzieckiem w wieku np. 6 lat, to by to zmienić wystarczy spotkać się z sobą samą/ym z tego wieku. Co wtedy wydarzyło się u Ciebie? Zdarza się, że rozumowo – tak jak nasi rodzice wtedy – bagatelizujemy zdarzenie, które się pojawi. „To? Nie, przecież to nie było nic wielkiego.” A później okazuje się – gdy odważymy się zajrzeć tam jednak – że tam żal, złość, doświadczenie przemocy, braku szacunku, bycie nieważną/ym itd. itp. I to trzeba uwolnić. To trzeba ukochać.
DASZ MIŁOŚĆ TYLKO MAJĄC MIŁOŚĆ
Im więcej dożytych emocji, uwolnionych uczuć z naszego dzieciństwa, tym bardziej otwarte serce.
A kiedy otwarte serce, to troska o dziecko tak szczera, czysta i pełna miłości, że dziecko to czuje i podąża. To tak jakby dostało ogromnej pewności, że to dobre, że tak trzeba. Bo w sumie dostaje….. płynącą z miłością z serca rodzica, często poza słowami i / lub już z właściwymi słowami, bo rodzic „nagle” z serca dokładnie wie, co powiedzieć.