
Znajomi byli świadkami, jak w niedzielę zamiast koszulki polo z kołnierzykiem synek wybrał podkoszulek z Myszką Miki, w dodatku najbardziej zużyty. Znajoma widząc, że bez szemrania ubieram synka, zaczęła przekonywać, dlaczego nie powinien iść w tej koszulce. Synek zaczął się coraz bardziej zapierać. Znajomy też dorzucił swoje trzy grosze: „Tak, pozwól, żeby dziecko Tobą rządziło”. Odpowiedziałam: „Nie rządzi mną. Ma prawo zdecydować, w czym chce wyjść. Jak każdy” Jechaliśmy na wycieczkę, więc chwilę później znajomy ubrał fajny sweter, tylko trochę skudłacony. Znajoma od razu do niego: „Ten sweter dzisiaj! No,mógłbyś ubrać coś lepszego” Znajomy: „Nie będziesz mi mówić, co mam nosić” „Hahaha” – zaczęłam się głośno śmiać. „Kłania się Myszka Miki” Nikt się nie odezwał i każdy pojechał w tym, co wybrał 🙂 Każdy przecież chce mieć wybór. Każdy chce decydować, w czym mu wygodnie, w czym pojedzie, co na siebie zakłada. I nikt nie chce, by ktokolwiek mu to prawo z jakiegokolwiek powodu odbierał.
Ps. W takich sytuacjach warto sobie zadać pytanie, co ja stracę, jeśli dziecko nie pójdzie ubrane w koszule z kołnierzykiem, a co straci dziecko. Jedyne, co mi przychodzi do głowy w tym konkretnym przypadku, to to, “co pomyślą inni”. O znaczeniu tego argumentu chyba nie muszę pisać. Po prostu, jak wszyscy, mogą myśleć, co chcą. A co straci dziecko? Dużo, dużo więcej. Poczucie bycia ważnym. Prawo do własnego zdania. Prawo do własnych wyborów. Finalnie, poczucie własnej wartości (“I tak nie ma znaczenia, co myślę, co czuję, czego chcę”) Wybór – przynajmniej mi – wydaje się oczywisty.