W pierwszym tekście doszłam to punktu, w którym rozeznaję w sobie, co
w rozmowie jest moim ładunkiem emocjonalnym a co tancerki. To bardzo ważne, by wiedzieć i potrafić to rozgraniczyć. Tylko wtedy rozmowa ma szansę być empatyczną. Inaczej może być zarzucaniem dziecka – bo Tancerkę utożsamiam tutaj z dzieckiem – ładunkiem emocjonalnym rodzica – dorosłego. Dorosły ma sam sobie poradzić z tym, co w nim w związku z sytuacją z dzieckiem. Dziecko ma dostać wsparcie w postaci pokazania wzoru akceptowania jego/jej uczuć.

Co było moje, a co jej?
Moja była frustracja, że siedzi, a przecież ma tańczyć! Zatem moje oczekiwania wobec Tancerki i mój plan, że ona ma tańczyć, a nie siedzieć i się smucić (zgaduję, że się smuci).
Mój był strach, dlaczego Tancerka siedzi i dlaczego sobie nie radzi z sytuacją. Kolejne oczekiwanie. Buu.
Mój był strach o to, czy ja sobie poradzę z tym, co przydarzyło się Tancerce – skoro siedzi, a nie tańczy – który pojawił się przed dowiedzeniem się, o co chodzi. Za tym strachem też kryje się najczęściej nieuświadomione następne oczekiwanie – tym razem wobec siebie – że powinnam sobie radzić ze wszystkim. No i co? Za strachem złość jako naturalna konsekwencja strachu. Złość, którą wyzwala mózg gadzi, by zadecydować o ucieczce bądź ataku.

Domyślacie się, że to mega dużo. A Ona tylko siedzi i ja ją TYLKO zobaczyłam (sic!) – siedzącą tam i najprawdopodobniej zasmuconą.
I my jako dorośli lubimy takim ładunkiem – pisząc kolokwialnie – chlusnąć na dziecko. Oczywiście dzieje się tak wtedy, kiedy radzimy sobie z własnymi uczuciami według innego schematu niż:
->poczucie tego, co się w nas pojawia ->
->pozwolenie, by uczucia przepłynęły przez ciało, czyli de facto akceptacja – pełna zgoda, że są ->
-> wniosek, co robię (tu, że je odsuwam, bo wszystko jest moje, a nie dziecka).

Przerzucamy wówczas to, co nasze na dziecko i dziecko staje się jeszcze bardziej przytłoczone. Spada na nie dodatkowo ciężar uczuć rodzica.
Podwójne obciążenie dziecka, które jeszcze nie potrafi samo radzić sobie z uczuciami może prowadzić do przynajmniej dwóch reakcji obronnych:
1) Dziecko wycofuje się i zamyka w sobie.
Czuje brak wsparcia od rodzica. Czuje, że nie może na niego liczyć. Przy dość zdrowym systemie obronnym psychiki wycofa się nieświadomie chroni się przed dokładanym ciężarem rodzicielskich uczuć. Dla dziecko jego uczucia to jeszcze za dużo, a powiększone o rodzica to ciężar totalnie ponad siły dziecka.
2) Dziecko podejmuje konfrontację z rodzicem, np. kłóci się, krzyczy, płacze itd. itp.- generalnie reaguje różnymi formami agresji werbalnej i/lub fizycznej (może odpychać, uciekać, mówić, że nienawidzi rodzica czy też że tenże jest głupi).
Jako rodzice obie formy obrony dziecka przed naszym – nazwijmy rzecz po imieniu – atakiem i próbą przerzucenia naszych uczuć i odpowiedzialności za nie na dziecko – traktujemy jako złe zachowanie dziecka, na które zwykle reagujemy jeszcze większą agresją albo różnymi formami restrykcji za niewłaściwe zachowanie wobec rodzica.

Tu zwykle rozmowa się kończy i obie strony: dziecko i rodzic pozostają zawiedzione brakiem porozumienia. Dziecko z wnioskiem, że nie może z niczym zwrócić się do rodzica. Rodzic z wnioskiem, że dziecko nie chce z nim rozmawiać. Rodzic też nieświadomy, że sam pogrzebał szansę rozmowy. To rodzic bowiem jest odpowiedzialny tutaj za jej kształt i prowadzenie jej, gdyż on jest dorosły i jego zadaniem jest poradzić sobie z własnymi uczuciami i poprowadzić tak rozmowę z dzieckiem, by pokazać dziecku sposób radzenia sobie z uczuciami i brania za nie odpowiedzialności.

Kiedy rodzic poradzi sobie z własnymi uczuciami dotyczącymi zastanej z dzieckiem sytuacji lub odsunie poradzenie sobie z nimi na później jest przestrzeń dla dziecka uczuć i możliwość empatycznego, swobodnego BYCIA w rozmowie z dzieckiem bez wywierania presji na dziecko i sprawę, z którą się boryka.

Zatem Tancerka siedziała na podłodze z głową wtuloną w kolana. Przepuściwszy przez siebie frustrację, strach i złość, zdecydowałam, że oczekiwania są bezzasadne, bo każdy ma prawo do chwili słabości. Pozwoliłam też sobie nie wiedzieć i dałam prawo do ewentualnej bezradności. Ta bowiem otwierała pole do tego, co w tej rozmowie było Tancerki.

Cdn.

1 thought on “Kiedy Tancerka siedzi i się smuci (2)”

Dodaj komentarz