nie_bij_0“Tobie jakoś łatwiej idzie. Zawyżasz poprzeczkę. Opisujesz rozwiązania, u ciebie zadziałały, a ja próbuję wiele razy i u mnie nie działają”. To zdanie jednej z koleżanek skłoniło mnie do napisania o wszystkim, co staram się robić codziennie, aby prezentowane rozwiązania działały. One rzeczywiście nie działają pojedynczo. Są jak alfabet, który trzeba umieć w całości. Znając kilka liter nie napiszesz opowiadania. Podobnie z metodami w oparciu o “Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały”. Stosując je wszystkie nie muszę gasić pożarów, bo zapobiegam ich powstawaniu. Wy też tak możecie. Trzeba „zabezpieczyć sobie tyły”.

Zadbać o całość relacji przed wystąpieniem problemów. Napiszę więc o tych działaniach zapobiegawczych, które przyświecają mojemu podejściu, a gwarantują uniknięcie większości nieprzyjemnych sytuacji:

1. AKCEPTUJĘ UCZUCIA. W KAŻDEJ SYTUACJI. Jeśli się zapomnę, przerywam w pół zdania i mówię nowe, które akceptuje uczucia. Ostatnio odsunęłam kulturalnie kogoś z dalszej rodziny, aby synek mógł spokojnie opowiedzieć mi, dlaczego płakał na zajęciach dla dzieci. Wiem, że przy mnie się otworzył i chciałam zapewnić mu prywatność.

2. Patrzę na to, co dziecko robi i wiem, że jego „nieodpowiednie” zachowanie jest TYLKO i WYŁĄCZNIE SYGNAŁEM NIEZASPOKOJONEJ POTRZEBY. Nie jest to złośliwość ani fochy czy cokolwiek innego, co ma zaburzyć spokój rodzica. Najszybciej jak to możliwe przechodzę do zaspokojenia tej potrzeby. Czasem jest to „TYLKO” przytulenie, wzięcie na kolana, posiedzenie na podłodze, kiedy dziecko się bawi, powiedzenie kilku zdań, które pokazują, że mam dla dziecka czas, że widzę, jego zabawę, że JESTEM PRZY NIM.

3. ZMIENIAM swoje PODEJŚCIE, a nie stosuję poszczególnych metod jako kalk przyłożonych do dziecka. Słucham dziecka, obserwuję, wyłapuję sygnały i kojarzę, z niezaspokojeniem jakiej potrzeby mogą być związane. Często przechodzę przez wszystkie metody po kolei, zanim znajdę tą, która trafi do mojego dziecka. Kiedy oboje jesteśmy spokojni, otwarci na siebie, pierwsza wybrana metoda powiedziana z uwzględnieniem WSZYSTKIEGO, CO wiem o moim dziecku, przynosi pożądany rezultat. W sytuacji nerwowej, kiedy moje spojrzenie stępiają emocje, często nie widzę sedna sprawy i muszę próbować wiele razy, mówić niby to samo na rożne sposoby, aż zobaczę, że trafiło do synka. To widać w oczach, że dziecko coś przekonało, że usłyszało i zechce współdziałać.

4. ZACZYNAM OD PRZYTULANIA. Każde, nawet najbardziej nieprzyjemne, zachowanie dziecka, próbuję na początku wyciszyć. Nie zawsze się to udaje, jestem tylko człowiekiem. Nawet jeśli wybuchnę, to bezwzględnie przestrzegam swoich zasad, jak ten wybuch ma wyglądać.

5. PRZEPRASZAM. Jeśli ogarnia mnie złość i/lub irytacja i powiem coś nie tak, przepraszam synów i zaczynam od początku, czyli wracam do przytulania.

6. JESTEM KONSEKWENTNA. To bardzo trudne, jednak staram się, aby moje własne humory nie wpływały na moją relację z dzieckiem. Jeśli mam ciężki dzień, uprzedzam dziecko, że potrzebuję trochę spokoju i nie ma to z nim nic wspólnego. Dzieci rozumieją więcej niż myślimy. To dodatkowo ważne w takiej sytuacji, ponieważ kiedy my mamy gorszy dzień, dzieci to wyczuwają i bardziej do nas garną, dopominają się większej uwagi. Moje nastroje NIE MOGĄ MIEĆ WPŁYWU NA MOJE DECYZJE ZWIĄZANE Z TYM, CZEGO CHCĘ LUB NIE CHCĘ, ŻEBY DZIECKO ROBIŁO.

7. NIE UŻYWAM SŁOWA „NIE”. A jeśli już, to bardzo rzadko. Zamieniam np. „Nie mogę teraz” na „Daj mi chwilę, dokończę tutaj i przyjdę do Ciebie”. I tak w każdej sytuacji. Daję tym dziecku informację, że MAM DLA NIEGO CZAS, że JEST WAŻNE.

8. Zamiast „NIE WOLNO!” używam zwrotów: „Chcę”, „Nie chcę”, „Nie życzę sobie”, „Wolałabym”, „Nie lubię”, „Nie znoszę”, „Nienawidzę” itd., itp.

9. DZIĘKUJĘ dziecku za każdą nawet najmniejszą pomoc, nawet za to, co robi, bo zachęciłam je bądź poprzedzało to moje zdanie typu: „Nie znoszę” itp.

10. CHWALĘ, a raczej podkreślam, że dziecko coś zrobiło np. „Nalałeś sam. Każda kropla wpadła do kubka! Wow!” „Brawo! Nalane tak jak trzeba” lub „Bardzo się cieszę, że…”

11. POCZUCIE HUMORU pracuje dla mnie. Dzieci mają kapitalne poczucie humoru. Uwielbiają zabawę, więc kiedy to możliwe zamieniam męczące polecenia w jakąś wymyśloną na poczekaniu grę, zabawę lub żart, wygłupy. To chyba najprzyjemniejsza i najskuteczniejsza z metod.

12. WYCHOWUJĘ TU I TERAZ. Nie czekam z żadną sprawą, że sama przejdzie. Rozwiązuję problemy od razu. Przez ból, pot i łzy – moje oczywiście. Dotąd poświęcam czas sprawie, aż się dowiem, gdzie tkwi MÓJ błąd. Czasem nie ma błędu, tylko coś nie przekonuje, więc szukam innego sposobu reagowania.

13. POKAZUJĘ, ŻE MOŻNA INACZEJ. Dziecku i sama się tego uczę. To oszczędza dziecku łez, a nam nerwów. Dziecko widzi alternatywę dla niepożądanego zachowania. Ja, jako rodzic – mam zaprogramowane pewne sposoby zachowań i cały czas szukam dla nich zamienników, które ulepszą naszą relację.

14. NIE STRASZĘ, NIE GROŻĘ. Pokazuję konsekwencje.

15. SZANUJĘ DZIECKO. PODKREŚLAM JEGO PRAWO DO WSZYSTKIEGO, DO CZEGO JA MAM PRAWO.

16. WYCISZAM RYWALIZACJĘ między rodzeństwem. Uczę, żeby sami rozwiązywali problemy. Pokazuję, jak mogą to zrobić. Używam zwrotów: „BEZ BICIA”, „POWIEDZ SŁOWAMI, ŻE BRAT CIĘ DENERWUJE.” Itp.

17. MÓWIĘ KOCHAM CIĘ przy każdej możliwej okazji.

18. NIE PRZYPISUJĘ RÓL. Nie nadaję etykiet. Pilnuję, aby zdania, które wypowiadam nie niosły w sobie komunikatów oceniających i szufladkujących.

19. NIE NARZUCAM OBOWIĄZKÓW, co też ma powiązanie z przypisywaniem ról. Daję dziecku możliwość pokazania, w czym chce mi pomóc. Dzieci są bardzo chętne do pomocy. Niekoniecznie robią to, co chcemy, ale jeśli im pozwolimy pomagać, w czym chcą, to później pomagają we wspólnym rodzinnym sprzątaniu, wiedzą, że trzeba posprzątać „na gości” – przyjmują nasze rodzinne zwyczaje i chętnie się w nie wpisują swoim działaniem.

20. NIE PRZEŚMIEWAM niczego, co mówią lub robią. Nie ironizują, nie szydzę. Nie mówię żartów, które mogą dziecko urazić. Z żartów mamy się śmiać wszyscy. Generalnie staram się nie ranić słowem.

20 punktów. Bardzo trudnych do zrealizowania każdego dnia od nowa. Są dla mnie środkami zapobiegawczymi, bo wolę zapobiegać niż leczyć. Pewnie o czymś zapomniałam. Mam nadzieję jednak, że to wystarczy, aby pokazać, iż ten wysiłek jest NIEZBĘDNY, by wszystko inne działało po drodze. Ten trud gwarantuje, że mniej trudnych sytuacji mnie zaskoczy, że mniej ich wyniknie. Co NAJWAŻNIEJSZE – ZMNIEJSZA DYSTANS między mną a dzieckiem, ociepla relację, otwiera nas wzajemnie na siebie, buduje między nami zaufanie, a eliminuje kontrolę. Jeśli macie pytania, odpowiem na wszystkie!

2 thoughts on “Trud wychowania na co dzień”

  1. A jak zastąpić “nie wolno” w sytuacji gdy chcę nauczyć dziecko żeby nie wchodziło na ulicę, albo nie dotykało gorącego garnka? Nie sądzę żeby w każdej sytuacji ta zasada działała. Podobnie mam wątpliwości co do punktu nr 2. Czy natychmiastowa reakcja na krzyki dziecka nie pogłębi jego przekonania, że należy krzyczeć? Ostatnio syn zrobił mi awanturę w restauracji bo zabrałam mu kubek z piciem na czas zakładania kurtki. Już wychodziliśmy i musiałam go ubrać a on już nie pił tylko się bawił słomką. Rzucił się na ziemię i zaczął machać rękami i nogam. Miałam go w tedy przytulić i oddać kubek? Dodam, że jak w takich sytuacjach próbuję go przytulać to jest jeszcze gorzej i czasem nawet próbuje mnie bić.

    1. Udzielaniem informacji, np. “Na ulicę wchodzi się tylko z dorosłym, bo auta jadą szybko i mogą Cię nie zauważyć.” I tym podobne. Jak Pani czuje, jaką informację CHCE Pani przekazać. Pozdrawiam 🙂

Dodaj komentarz