Wyobraź sobie, że masz znowu 3 lub 4 lata. Rano, kiedy jesz śniadanie i nie smakuje Ci to, co dostałaś/eś, słyszysz, że rodzica to nie interesuje, masz zjeść i koniec. Co czujesz? Czujesz, że rodzic nie liczy się z Twoim zdaniem, że nie szanuje Twojego prawa do tego, że możesz czegoś nie lubić. Czujesz, że ważne jest to, że rodzic odznaczył zjedzone śniadanie, a nie Ty? Oglądasz bajkę i nagle bez wcześniejszego uprzedzenia, że masz kończyć, bo wychodzicie z domu, zostajesz oderwana/y od bajki, bo masz się ubierać.
Czujesz, że rodzic nie liczy się z Tobą, że dla niego Twoje sprawy nie są ważne. Rodzi się w Tobie bunt, wzbiera złość, poczucie krzywdy. Twoje uczucia nie zostały poszanowane. Za chwilę wychodzicie z domu.
Ubierasz się w swoim tempie i stale słyszysz: „Szybciej!”, „Pośpiesz się, bo się spóźnimy”, „Dlaczego się tak wleczesz?!” itp. Czujesz się źle, prawda? Starasz się, a i tak jest za wolno, czytaj źle. Jako dziecko nie umiesz nazwać tych uczuć, ale jako dorosły postawiony w sytuacji dziecka, doskonale wiesz, że Twoja frustracja rośnie. Idziecie do sklepu. Podoba Ci się jakaś rzecz. Mówisz, że ją chcesz. Zamiast odpowiedzi: „Tak, kochanie, rozumiem, że Ci się to podoba i gdybym miał/a więcej pieniędzy kupił(a)bym Ci… (tu opis jakiejś ogromnej ilości tego, co jako dziecko chcesz mieć). Słyszysz tylko zdanie rodzica, że on tego nie chce, nie może kupić. Po całym poranku/ dniu – nazwijmy to po imieniu – nieliczenia się z Tobą i Twoimi uczuciami frustracja, która się w Tobie nagromadziła, może znaleźć tylko jedno ujście. Kładziesz się na posadzce i zaczynasz wrzeszczeć i bić rękami o podłogę. Dla rodzica jest za późno na wszystko. Zostaje mu gasić pożar. Emocje, które się nagromadziły od rana, a może nawet przez kilka dni, wylewają się już z dziecka niekontrolowanie. Dziecko już nad nimi nie panuje. Po pierwsze, dlatego że jest ich za dużo. Po drugie, dlatego że po prostu nie umie. A teraz, pomyśl o jakimś swoim kiepskim dniu, już jako dorosłej osoby. Poranek nie był zbyt przyjemny. W pośpiechu wymieniłaś/eś niezbyt miłe teksty z partnerką/em. Dzień zaczął się od złości. W drodze do pracy ktoś na drodze nawymyślał Ci za błahostkę. A w pracy czepiał się Ciebie, tak szef/owa, jak i kolega czy koleżanka w pracy. Masz w sobie frustrację, bo nikt nie pytał o Twoje uczucia, sprowadzał Cię do roli trybiku w maszynie. Wybuchasz pod byle pretekstem w „bezpiecznym” otoczeniu, czyli najpewniej w domu. Przypomina Ci to scenkę z sobą w roli dziecka? Różni Was tylko to, że Ty nie pozwolisz sobie na histerię na korytarzu w pracy, niesiesz te uczucia do domu (pomijam tu negatywne tego skutki). Jako rodzic umiesz się już powstrzymać przed wybuchem, umiesz go odciągnąć w czasie i kontrolować jego przebieg. Inną kwestią jest tu to, że jako rodzic powinnaś/neś już umieć radzić sobie z gniewem, złością i frustracją. I nawet jeśli Ty radzisz sobie świetnie, dla dziecka jest to wyższa szkoła jazdy. Dziecko tego jeszcze nie potrafi, musi się z czasem od Ciebie nauczyć. Nie rozumie też jeszcze, co się z nim dzieje. Ty zaś na pewno już wiesz, co spowodowało nagromadzenie u dziecka tych emocji. To moje osobiste skojarzenie i własna analogia, może nie całkiem prawdziwa, ale wymowna. Te przykłady mają zobrazować, co doprowadziło, że „wybuchł pożar”. Pokazać, że tak się dzieje, kiedy nie zostaną zrealizowane punkty z listy we wpisie „Trud wychowania na co dzień”.