Samodzielność jest jedną ze składowych pewności siebie tak u dzieci, jak i u dorosłych. Dzieciństwo to jednak czas, w którym w decydującej mierze budujemy podwaliny tak pod samodzielność, jak i pod pewność siebie. Z tym, że na to czy dziecko będzie pewne siebie mocno wpływa fakt, czy jest samodzielne. A samodzielność możemy gasić lub rozwijać w prawie każdej codziennej sytuacji z dzieckiem.

Komunikaty, komunikaty, komunikaty

To, co mówmy do dziecka w każdej zwykłej sytuacji jest niezwykle ważne. Wszelka krytyka, powątpiewanie w umiejętności dziecka, może przypominanie “wpadek” dziecka z wyśmiewaniem ich; pretensje, że robi coś za powoli, niestarannie czy twierdzenie z góry, że nie potrafi wcale, więc lepiej aby nawet nie zaczynało – to najwięksi “zabójcy” samodzielności. Uspokajam od razu wątpiących, skąd dziecko będzie wiedziało, że robi niestarannie czy niewłaściwie? A skąd my wiemy? Nasze zmysły informują nas o tym i zwykle zbędnym jest, aby ktokolwiek jeszcze nam to wytykał. U dzieci jest podobnie. Doskonale wiedzą, gdzie i co jest do poprawienia, podciągnięcia. A wszelka krytyka przynosi taki oto efekt, jak w opisanym ćwiczeniu.

Wyobraź sobie, co Ty czujesz, kiedy…

Na warsztatach zwykle robię z rodzicami ćwiczenie, w którym mogą sami na sobie sprawdzić, co czuje osoba, która jest tylko raz lub dwa bombardowana takimi negatywnymi komunikatami, a dzieci bywają stale. Od rana do wieczora zalewane są nimi przy każdej okazji.
Podczas ćwiczenia rodzice od razu twierdzą, że te komunikaty stawiają ich w postawie bycia nieudanymi, beznadziejnymi, nic niepotrafiącymi. Uczucia, które im towarzyszą, to niechęć, smutek, poczucie krzywdy, żal do rodziców, złość i przede wszystkim opór, by robić cokolwiek.
Tak! Zdecydowanie takie komunikaty odbierają wszelką motywację. Czy dorośli podczas ćwiczenia czy dzieci w rzeczywistości (zresztą dorośli też) tracą motywację, często by robić coś (z rodzicem dla rodzica to już w ogóle), nawet zaczynać coś robić, a już na pewno, by uczyć się czegoś nowego.

Mimika ma znaczenie

Za każdym razem nasz wyraz twarzy, nasze gesty, spojrzenia, mowa ciała, czyli wszystkie komunikaty niewerbalne wpływają na to, czy nasze dziecko czuje się wspierane czy nie. Zdarza się, że mówimy już komunikaty wspierające albo chociaż powstrzymujemy się od komunikatów krytycznych, lecz niewerbalnie wysyłamy bardzo negatywny przekaz. Dzieci i każdy człowiek odbiera komunikat niewerbalny jako ważniejszy i on sprawia, że werbalny przestaje być słyszalny. Wielu z nas ma może w swoim dziecięcym doświadczeniu pamięć surowego wzroku rodzica lub nauczyciela i to, co ten wzrok powodował w ciele i w uczuciach.

Uczucia, które programują

Jeszcze może dziś wspomnienie takie surowego, krytycznego spojrzenia wzdryga i paraliżuje, wywołując smutek, a nawet strach i skulenie w sobie. Przypomnę, że postawa skulona jest daleką od postawy wyprostowanej, otwartej, wskazującej na pewność siebie. A dzieci doskonale pamiętają uczucia, które im towarzyszyły przy określonych osobach i w określonych sytuacjach. Te sytuacje programują je na całe życie.
Oczywiście można je, na całe szczęście, niwelować później, jednak każdy się zgodzi, że lepiej nie psuć, nawet jeśli można naprawić.

Wejdź w buty dziecka

Bycie wspierającym dla dziecka staje się możliwe, kiedy postawimy się w jego sytuacji. Dziecko to nowy człowiek, który uczy się dopiero tego wszystkiego, co my – dorośli już potrafimy i specjalnie napiszę nie zawsze doskonale, choć prosiło się napisać doskonale potrafimy. Pomaga w tym przypomnienie sobie, czego ja jako dziecko potrzebowałam/łem, kiedy uczyłem się danej czynności.
Być może tylko cierpliwego zaczekania z aprobatą dla tego, co robię.
Możliwe że postawy rodzica, która ułatwiała zapytanie, w jaki sposób coś zrobić.
Albo postawy rodzica, która zapraszała, by śmiało poprosić o pomoc.
A może tylko bycia obok i patrzenia z radością, że podejmuję próbę nauczenia się czegoś nowego.

Czy na pewno nie masz na to czasu?

Kiedy proponuję takie podejście, rodzice często reagują obronnie: “Ale ja nie mam na to czasu”, sugerując w domyśle lub wprost, że to luksus, na który mogą sobie pozwolić ci, którzy mają … i tu lista indywidualna: pieniądze, pomoc innej osoby w domu, określony typ pracy itd. itp.
Nic bardziej mylnego.
Postawa wspierająca jedynie, czego wymaga od rodzica to wyhamowania w tej konkretnej chwili, kiedy dziecko potrzebuje wspierającego spojrzenia, gestu, słowa. Ta chwila wydaje się wiecznością, tylko tym, którzy pędzą bez bycia w tu i teraz. Przeskakują ją i dalej tracą czas na:
1. zrobienie tej czynności za dziecko,
2. walkę z oporem dziecka do robienia czegokolwiek
3. walkę z uczuciami dziecka wyrażanymi płaczem, złością, gniewem lub milczącym oporem
4. robieniem wielu kolejnych czynności za dziecko, które zostało totalnie zniechęcone do samodzielnego robienia prawie wszystkiego.

15 minut więcej dziś, to milion godzin mniej w przyszłości

Inwestując w samodzielność dziecka czasem potrzeba jednak dołożyć chwilę czasu. Może wstać wcześniej, wyjść wcześniej, zostać dłużej. Warto jednak wiedzieć, że przykładowo wstanie wcześniej o 15 minut, żeby się nie spóźnić, kiedy wiemy, że pracujemy ciągle nad wychodzeniem z domu z poszanowaniem godności naszego dziecka, będzie łatwiejsze, kiedy wyobrazimy sobie, jakie skutki dla poczucia własnej wartości będzie miało wyjście z pogwałceniem uczuć naszej pociechy, ale też że w perspektywie są zaoszczędzone miliony godzin. Dziecko dziś zrobi nową rzecz powoli, lecz wsparte pozytywnie, zostanie zachęcone do robienia samodzielnie nie tylko tej rzeczy jutro i pojutrze i to już szybciej, ale także wszystkiego nowego. A to zaprocentuje dla rodzica w każdym obszarze. Zaprocentuje dla rodzica, ale oczywiście i dla dziecka, ponieważ samodzielne dziecko to teraz pewne siebie dziecko, odważnie odkrywające świat, uczące się nowych rzeczy, a w przyszłości to samodzielny i pewny siebie dorosły.

Dodaj komentarz