mpnsZachęcam do współpracy. Panuje powszechne nadal przekonanie, że dzieci powinny słuchać dorosłych, przede wszystkim swoich rodziców. Najprostszym i najszybciej nasuwającym się narzędziem wymuszającym posłuch są nakazy i zakazy. Kiedy jednak rodzic zaczyna mocniej zastanawiać się nad pojęciem asertywności, szczególnie w kontekście prawa drugiej osoby do odmowy (prawa, które zawsze powinno przysługiwać w stosunku 50:50), to używanie zakazów i nakazów przestaje być w jakikolwiek sposób zasadne. Kiedy komunikujemy się w sposób asertywny z osobą dorosłą – pytamy ją o zdanie – nie narzucamy gotowych rozwiązań, ani nie krzyczymy przestań, lecz przynajmniej pytamy, dlaczego coś robi tak czy tak i wyrażamy obawy z tym związane. Podobne podejście – gdy na stałe mówimy tak do dorosłych – jest czymś naturalnym wówczas do dziecka. Oczywistym jest, że trzeba je dostosować do – nazwałabym to, nie etapu rozwoju dziecka, ale – dziecka zasobu informacji o świecie. I tutaj właśnie przychodzą nam z pomocą metody zachęcania do współpracy z „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły.” Moją ulubioną, jest udzielanie informacji. To metoda, która pomaga w 90% sytuacji. Wyjaśnienie, że coś działa w określony sposób, a jeszcze dodanie do tego informacji o potencjalnych konsekwencjach użycia, zrobienia czegoś w wybrany przez dziecko sposób, daje dziecku do myślenia. Przez to dziecko: – najczęściej zaprzestaje planowanej czy rozpoczętej czynności – uczy się, że warto przewidywać najpierw skutki swojego działania, a później działać – samo – na podstawie nowej, uzyskanej od dorosłego wiedzy – podejmuje decyzję, by zaniechać danej czynności. Jak domyślacie się, ma to ogromne korzyści dla rozwoju dziecka. Nauka to jedna. Myślenie przewidujące – druga. Decyzyjność – trzecia. Wzmocnienie poczucia własnej wartości – czwarta. Asertywność – piąta (uczy się dzięki przykładowi rodzica, który nie wymusza, a pokazuje). Jak to się ma do miłości? Nikt – komu rozkazuje się, narzuca swoją wolę, nawet najbardziej uzasadnioną – nie czuje się kochany. Przeciwnie, czuje się głupi, gorszy, często krytykowany, nie na miejscu. Nawet jeśli za nakazem i zakazem kryje się największa miłość, to nie ma to znaczenia. Liczy się sposób podania. Nawet najpyszniejsze ciastko źle smakuje z brudnego talerza. Nie wiem, na ile to porównanie jest trafne, lecz tak mi się to zawsze kojarzy. Wbrew pozorom liczy się, to co i jak mówimy. Słowa zapadają głęboko w pamięć dziecka i wracają do niego w podobnych sytuacjach. Za pomocą słów uczymy dziecko, w jaki sposób ma myśleć o sobie i pokazujemy, w jaki sposób mogą, mają traktować je inni ludzie. Warto zatem – wiedząc i czując, jak bardzo kochamy nasze dzieci – wziąć za swoje hasło „Miłość przekładam na słowa”* i robić to także z pomocą komunikatów zachęcających do współpracy w myśl poprawnie zdefiniowanej asertywności.

* torba i koszulki cały czas w sprzedaży w ramach kampanii z koszulove.com „Miłość przekładam na słowa”.

Dodaj komentarz