“Jestem na Ciebie wściekły” – wyrzucił z siebie synek najzwyczajniej w świecie, tak, jakby mówił, że nie podoba mu się bajka. “Jak ja się cieszę, że mi to mówisz” – pomyślałam, ciesząc się, że moje dziecko nie boi się i chce mi to powiedzieć.
“Jesteś na mnie wściekły, mówisz?” – powtórzyłam, akceptując uczucia, aby nienachalnie dowiedzieć się, o co chodzi.
– “Tak, bo nie spotkaliśmy się z Danielem”
– “Aha”
– “Oszukałaś mnie!”
Hmm. Oskarżenie. Nie ruszyło mnie jednak. Dzieci często mówią w ten sposób, to po pierwsze. Po drugie, wiedziałam już o co chodzi i nie czułam się winna. Nawet jeśli czułabym się, zapytałabym tak samo i wyjaśniła swoje stanowisko.
“Czujesz się oszukany?”
“Tak, bo obiecałaś, że się spotkamy z nim, a nie dotrzymałaś”
“Uhm. Rozumiem, że jesteś zawiedziony. Nie zawsze jednak wszystko zależy ode mnie. Tu jeszcze miała coś do powiedzenia jego mama.”
Główka pomyślała i koniec tematu. Wszystko wyjaśnione. Nic nie zostaje w dziecku. Uwielbiam takie rozmowy. Synek ma prawo czuć to, co czuje. Ja szanuję to. Mam prawo powiedzieć swoje zdanie. Nikt niczemu nie zaprzecza. Problem i temat rozmowy naturalnie się wyczerpują.
- Tamta dziewczyna mieszka parę myśli stąd…
- Ile razy można zachęcać do sprzątnięcia pestek z czereśni?