“Dziecko obsługiwane staje się roszczeniowe.” To podobno myśl Jaspera Juula. Zbierając wszelkie myśli wspierające relację z dzieckiem, skupiłam się na tym, czy moje doświadczenie potwierdza jej treść.
Z obserwacji własnych i słuchając Was dostałam wiele sygnałów, że dokładnie tak się dzieje.
Rodzicielska miłość bez (potrzebnych) granic
Rodzice w swojej miłości do dzieci potrafią się zagalopować.
Na przykład obsługują dzieci we wszelkich możliwych sytuacjach życia codziennego. Robią tym dzieciom więcej krzywdy niż dobra. Krzywdy – której ci rodzice tak naprawdę w przed-założeniu chcą uniknąć.
Obsługiwanie dzieci to przejaw postawy, która stawia dziecko wyżej od rodzica. Co więcej, sprawia, że dziecko czuje brak granic swojego świata. Te granice ma wyznaczać rodzic. Kiedy rodzic obsługuje dziecko przerzuca na dziecko odpowiedzialność za decydowanie o rzeczach, które należą do rodzicielskich kompetencji. To dla dziecka za dużo, za ciężko. Dziecko ma zero wsparcia od rodzica. Szkoła dla Rodziców mówi o takim rodzicu, że jest dla dziecka jak waląca się ściana.
Dziecko obsługiwane krzyczy…
Dziecko obsługiwane krzyczy, rozkazuje, żąda, ma pretensje.
“Daj mi łyżkę!”
“Dlaczego nie spakowałaś mi śniadania?!”
“Miałaś mi podać ubranie!”
I tak dalej i tym podobne. Przy czym charakterystyczne jest, że ten krzyk jest coraz głośniejszy jakby dziecko piało. Im więcej obsługiwania, tym więcej krzyku, żądań, pretensji, rozkazów czy zarzutów pod adresem rodzica.
Dziecko obsługiwane swoim krzykiem woła do rodzica
Krzyki, żądania, rozkazywanie, roszczeniowość, pretensje to objaw desperacji dziecka. Sygnał, że sobie nie radzi. Dziecko woła o bycie w relacji. To, czego potrzebuje to, aby rodzic traktował je jako członka rodziny, a nie kogoś wyjątkowego, kogo trzeba obsługiwać. Dziecko potrzebuje czuć, że przynależy, że jest dzieckiem i tylko dzieckiem. Trzeba je zestawić z tego niejako piedestału, na który zostało wsadzone obsługiwaniem. Zachęcić do samodzielnego dbania o siebie przez uczestniczeniem w codziennych czynnościach domowych, szczególnie tych dotyczących jego samego. To oczywiście inwestycja w dziecka samodzielność i pewność siebie, lecz także właśnie w poczucie bezpieczeństwa, przynależności do rodziny, a nawet w budowanie wewnętrznej motywacji do działania (w tym nauki).
Komunikaty i działania rodzica, które dadzą dziecku na powrót poczucie bezpieczeństwo
Oczywiście przykładowe. Mają bardziej pokazać, o co w nich chodzi. I jak zwykle bywa z komunikatami – by przyniosły oczekiwany skutek – ważne, żeby szła w parze z nimi wewnętrzna postawa komunikująca dziecku podprogowo, że jest dzieckiem na tych samych prawach, co inni członkowie rodziny.
“Daj mi łyżkę!”
“Ja nakładam jajecznicę. Chcę byś w tym czasie wziął sobie łyżkę.”
“Dlaczego nie spakowałaś mi śniadania?!”
“Przygotowałam kanapkę. Chcę byś sam schował ją do tornistra.”
“Miałaś mi podać ubranie!”
“Bielizna jest w szufladzie. A spodnie i koszulka w Twojej szafce.”
Bądź ze mną i pozwól mi być
Obecność, uczestnictwo, towarzyszenie, współodczuwanie, pozwalanie na wnoszenie swojego działania, pomysłowości w życie rodziny to tylko i aż to, czego dziecku potrzeba zamiast obsługiwania.
Obsługiwanie czyni dziecko w pewnym sensie niepełnosprawnym. A pozwolenie na bycie i bycie z dzieckiem w codziennych sprawach bez wykluczania go obsługiwaniem to tworzenie prawdziwej więzi z dzieckiem i jedyna możliwość, by je na bieżąco poznawać (kim się staje i na czym mu zależy, czym żyje) i rozumieć.