board-765311_1280

„Nie ma żadnego powodu, aby uderzyć dziecko.” To zdanie padło gdzieś w sieci pewnie nie jeden raz w tej bądź podobnej formie. Osobiście traktuję je jako zdanie z serii „czerwonych lampek”, które pojawiają się w mojej głowie w sytuacjach, kiedy moja cierpliwość jest na całkowitym wyczerpaniu. To, takie zdanie na zawołanie, które pasuje do sytuacji i niesie z sobą bardzo przekonującą treść. Lubię, a widzę po Fb, że Wy również – wszelkie obrazki z sentencjami. I  wiadomo dlaczego. Mają swoją rolę edukacyjną. Krótkie, treściwe zdanie szybko i mocno zapada w pamięć, aby pojawić się właśnie w sytuacji, w której stopuje nas od niepożądanego działania lub przeciwnie mobilizuje do podjęcia pożądanego.”Nie ma żadnego powodu, aby uderzyć dziecko.” należy właśnie do tego typu zdań. I choć podobno należę do tych cierpliwych, bywały sytuacje, kiedy to zdanie powstrzymało mnie od tzw. dania po łapce. Bo co ono znaczy? Dla mnie znaczyło, że np. rozlanie po raz trzeci soku na podłogę nie jest powodem do uderzenia.

Uderzenie to brak argumentu

albo ostateczny – nie wnoszący nic poza krzywdą dziecka i paskudnym samopoczuciem rodzica – argument. To, że brak mi argumentu, że nie potrafię wydusić z siebie żadnego sensownego zdania, które zachęciłoby dziecko do wytarcia podłogi i takiego, które wskazywałoby, gdzie i jak ma pić, aby nie rozlewać, to dla mnie jedynie sygnał, że jestem przemęczona i powinnam się przeorganizować bądź jeśli to niemożliwe, zmienić się z tatą dziecka. Bo jeśli zaczynają mi puszczać nerwy, to – jak znam siebie – mam dość, czytaj: nie odpoczęłam wystarczająco, wzięłam na siebie za dużo, nie odpuściłam czegoś (bycie mamą na pełen etat uczy, że czasem lepiej odpuścić). To bardzo ważna informacja, bo ona nie rzutuje tylko na dziecko. Ona rzutuje na całe moje działanie i wszystkie inne relacje. Kiedy ma się małe dzieci w relacji do nich przemęczenie daje najczęściej znać o sobie, bo z kilkulatkami wchodzimy w interakcje kilkadziesiąt razy dziennie. Nie wiem, jak Ty, ale ja mam czasem dzień, kiedy stres i zmęczenie sprawia, że „jestem na nie”. Wiem, że wtedy wszystko mnie drażni i lepiej, żeby nikt ode mnie nic nie chciał. OK, tylko powiedz to dzieciom. Pięciolatek to rozumie i potrafi okazać empatię, jednak akurat nie wtedy, kiedy we mnie buzuje. Dzieci jakoś  wyczuwają od razu, kiedy rodzic usiłuje się lekko wyłączyć choćby tylko psychicznie i im bardziej ja chcę spokoju, tym bardziej one dopominają się o uwagę (znasz to, prawda?).

CZYNNIKI POWODUJĄCE ROZDRAŻNIENIE

U mnie zmęczenie jest najczęstszym czynnikiem powodującym brak cierpliwości. Wiem jednak, że jest wiele innych. Czasem rozdrażni nas jakaś sytuacja w sklepie, w pracy, ktoś się na nas wyżyje i niestety z tym „bagażem” niewybrzmiałej złości wracamy do domu. Nie jesteśmy asertywni i własna uległość napełnia nas frustracją. Czasem wtrącający się do wszystkiego rodzice „psują krew” i ciężko jeszcze skupiać się na potrzebach dziecka, kiedy pół dnia słuchało się pouczeń, jak to dziecko wychowywać. Czasem ktoś naruszył nasze granice w jeszcze inny sposób i nie mamy siły, aby pokazywać dziecku cierpliwie, gdzie ono się kończy a my zaczynamy. Czasem też po prostu mamy niezaspokojone inne podstawowe potrzeby, choćby 15 minut posiedzenia w spokoju z ciepłą kawą, bez ciągnięcia za rękaw i ciągłych pytań. Itd. itp. A Ty dodasz coś od siebie? Co Cię najbardziej wyprowadza z równowagi? Pytam, bo warto to sobie uświadomić po to, aby „oswoić wroga”. Często uciekamy od swojej złości, swoich słabości nią spowodowanych. A oswojenie jej, zaakceptowanie pomaga nad nią zapanować. To coś w stylu: „Tak już mam. Wiem o tym. Dlatego w takiej sytuacji robię to i to, aby nie dać się ponieść niechcianej irytacji i nie stracić cierpliwości.” No albo właśnie wyciągam z zakamarków zmęczonego umysłu jakieś fajne, działające na mnie zdanie, które ratuje mnie od zachowania wobec dziecka, którego mogłabym żałować. Polecam. Przetestowane. Ps. A jakie jest Twoje zdanie na zawołanie?

Ps. Jeśli chcesz posłuchać tego tekstu, zobacz Audiobook z tekstami z bloga.

Dodaj komentarz