Kłótnie o słodycze, o zabawki i pokrzywdzone stale dzieci? Jest na to rada. Odwrotna od tradycyjnej. Panuje bowiem jeszcze (i przynosi szkody ogólne) taka zaszłość wychowawcza, która niestety jest też uważana za niezwykle sprawiedliwe podejście. Mam na myśli przekonanie, że sprawiedliwe traktowanie jest wtedy, kiedy wszystkich traktujemy jednakowo i dzielimy, dajemy po równo.
Pamiętam sytuacje z dzieciństwa, kiedy dzieliliśmy czekoladę na sześć równych części. Jedni zostawiali sobie na później, bo było to dla nich za dużo. Inni kombinowali jakby tu uszczknąć z tych odłożonych na później kawałków. Ani jedni ani drudzy nie czuli się z tym komfortowo.
Kiedy kilka lat temu poznałam podejście Szkoły dla Rodziców, że nie jednakowo, ale według potrzeb, miałam lekkie opory, by je zastosować. Naszedł mnie strach: „A co jeśli skrzywdzę jednego lub obydwu synów takim traktowaniem?” Też przecież znałam i wyrosłam w tradycji dzielenia wszystkiego … ups nawet nasuwa się, by powiedzieć… „sprawiedliwie”, a oczywiście mam na myśli po równo, jednakowo. Mam jednak zwyczaj, że kiedy coś szwankuje w działaniu, przynosi kiepskie efekty, to próbuję czegoś odwrotnego, a na pewno choć trochę innego. Zatem zaryzykowałam.
Efekty przeszły moje najśmielsze oczekiwania. Pewnego razu dzieci dostały po komplecie słodyczy. Obaj patrzyli na nie badawczo. Zorientowałam się, że chodzi o zawartość poszczególnych paczek.
„Każdy z Was dostał to, to i to.” – wskazałam. Możecie jednak dogadać się tak, aby każdy dostał to, co lubi najbardziej. Spodziewacie się kłótni czy bitki? Stało się dokładnie odwrotnie. Dzieci popatrzyły na siebie. Zrobiły mały, cichy tzw. szacher-macher na stole i obaj odeszli z uśmiechem. Powiedzieli tylko sobie głośno: „Ja chcę to”, a drugi: „Ja chcę to.”
Okazuje się bowiem, że jeden lubi żelki, a drugi czekoladki. Jeden chrupki, a drugi drażetki. Jeden czekoladę truskawkową, a drugi oreo. Szczerze, to średnio pamiętam, co tam było. Pamiętam swoje odczucia. Totalne zaskoczenie, że tak sprawnie poszło i … ZADOWOLONE NA MAKSA DZIECI.
I od tego momentu byłam świadkiem kilkuset albo i więcej sytuacji, w których pozwalałam dzielić się według potrzeb, sama podawałam jedzenie, rzeczy właśnie według potrzeb.
Bo kiedy jest sprawiedliwie?
Sprawiedliwość jest bardzo, ale to bardzo subiektywna. I wtedy jest sprawiedliwe, kiedy każdy czuje się zadowolony. Kiedy jest po równo, wiele dzieci czuje, że dostało za mało tego, co chciało. I mimo iż dostało dużo dużo więcej, ale tego co nie chciało, czuje się pokrzywdzone, właśnie potraktowane niesprawiedliwie. Tego, czego się nie chce, a się dostało dużo po prostu się nie widzi. Sprawdźcie na sobie. A może już macie to doświadczenie. Jeśli tak, to potwierdzam. Macie prawo tak czuć. To tak właśnie jest.
A jeśli jeszcze dzielicie „sprawiedliwie”, czy po równo, i na przykład któreś z dzieci czuje się jak to mówi się „stale pokrzywdzone” albo „ciągle ma za mało” zachęcam do eksperymentu ze sprawiedliwie, ale według potrzeb. Pozwólcie się dziecku/dzieciom nasycić. Zaskoczy Was wtedy jeszcze jedna bardzo pozytywna konsekwencja nasycenia, mianowicie chęć dzielenia się (piszę o tym jako o „prawie gospodarza” – sama wymyśliłam nazwę, w jednej z moich porad z książki „Rodzicu, można inaczej”.)