– „Te, pisarka, melduj się tu, paniusiu. Ile razy trzeba Cię wołać?” Jak jej trzeba to jej nie ma. A ja właśnie potrzebuję kogoś od kartek.
– „Potrzebujesz czegoś?” – pisarka jak zwykle empatyczna. Czy ona się nigdy nie zraża? To jakaś jednak magiczna część mnie. Na moje odzywki do niej sama bym uciekła. A ona empatyczna i poprawna za każdym razem. Uosobienie spokoju, wyrozumiałości i cierpliwości, do mnie.
– „Potrzebuję specjalistki od przewracania kartek. Chyba ci się to wpisuje w kwalifikacje? W końcu za coś ci jeść daję.” – odpowiedziałam pogardliwie, jak zwykle.
– „Może. Będę wiedzieć na pewno, jeśli dookreślisz, o co Ci konkretnie chodzi. Obawiam się tutaj podstępu, choćby niewielkiego.” – pisarka trochę się już na mnie poznała. Oby nie za bardzo, bo będę musiała opracować inne metody manipulacji i spławiania jej, kiedy przeszkadza, a wysługiwania się, gdy jej potrzebuję. Swoją drogą, skąd we mnie tyle wredoty? Wszystko wychodzi właśnie w tej relacji. Jeśli można to, co jest między mną a pisarką nazwać w ogóle relacją. Trochę przyzwoitości mam i obawiam się, że jest to tak zwana relacja jednostronna albo interesowna.
– „Potrzebuję przewrócić kartkę na drugą stronę”.
– „Ok. Jakąś konkretną? – pisarka wolała się upewnić.
– „Tak, bardzo konkretną. Kartkę mojego życia” – odparłam jakby chodziło o przypięcie roweru do barierki. Umniejszanie wszystkiego to moja specjalność. Niby niezbyt chlubna, lecz jak coś robić, to już być w tym naprawdę dobrym. Zatem w tym wiodę prym. Pisarka naprowadza mnie jednak na właściwe tory, a raczej przywraca rzeczom właściwą wagę. Ciekawe, jak wybrnie z tego. O cho! Cisza. Zamyśliła się.
– „Doskonale wiem, o czym mówisz” – powiedziała niezrażona.
– „Hmm… zdarza ci się, czegoś nie pamiętać?”
– „To akurat wątek wyjątkowo pisarski, więc odnotowany w mojej super pojemnej pamięci pisarskiej. No i wspominał o nim gość, który sam pisał.”
– „Dobra jesteś.” – przyznałam niechętnie, bo zaimponowało mi, że pisarka pamięta tak odległe zdarzenie.
– „Pamiętać jednak nie wystarczy.” – musiałam dosypać dziegciu, żeby nie wpadła w samozachwyt. To było tak dawno. Ksiądz na kazaniu opowiadał historię mężczyzny, któremu kiepsko ułożyło się życie. Mógł się tym dołować, lecz on zaczął nowy rozdział. Popatrzył na swoje życie, jak na księgę, którą zapisuje. Powiedział: „Przewracam kartkę na drugą stronę i zaczynam nowy rozdział życia”
– „Powiedz lepiej, w jaki sposób przewrócimy kartkę?” – parłam zacięcie, dla mnie to sprawa życia i śmierci, choć staram się to ukryć.
– „W czym jest trudność?” – pisarka od razu przeszła do konkretów.
– „Ciężka ta kartka. Jakby ołowiana. W opowiastce facet przewracał kartkę i od razu był zadowolony, biegł pisać nowy rozdział. A u mnie kartka ledwie da się dźwignąć jakiś centymetr nad księgę.” – powiedziałam wprost, jak jest.
– „Jak myślisz, z jakiego powodu ona taka ciężka, ta kartka Twojego życia?” – pisarka potrafi trafić w sedno, bo pytanie sprawiło, że się najeżyłam.
– „Ty mi powiedz! Ty jesteś od tych spraw subtelnych. Na pewno wiesz, czym ona tak nasiąkła!” – fuknęłam.
– „Widzisz, to bardzo delikatna materia jest. Księga jak księga niby z papieru, lecz kartki nasiąkają wszystkim, czego nie chcesz przeżyć. To, co przeżyte, poczute, uwolnione ulatuje, lecz tym, co zatrzymane dla siebie, czego nie chcesz poczuć, przyjąć, przed czym się bronisz, kartka nasiąka.”
– „I co z tym teraz? Wycisnąć?” – wpadłam na genialny pomysł. Pragmatyzm to moja domena. Kota się nie wykręca podobno, ale może kartkę księgi życia da się. Hihi… i byłoby po sprawie.
– „Udajesz jakże gruboskórną i pragmatyczną do bólu, prawda? Wiesz, przede mną możesz i tak wiem, jak jest. Pisarka jest specjalistką od rozróżniania prawdy od fikcji, choć wydawać by się mogło odwrotnie. Zdobądź się jednak na uczciwość z samą sobą? Poczuj, czym ta kartka nasiąkła.”
– „Niby jak?” – obrona przed przyznaniem się do <miękkiego brzuszka>, czyli wrażliwej części mnie włączyła się automatycznie.
– „Delikatnie dotknij dłonią kartki. Zamknij oczy. Przesuwaj dłoń ruchami, jakie podpowie Ci ciało i uczucia. Przytrzymaj dłużej tam, gdzie będziesz tego potrzebować. Poskrob, pomasuj, szarpnij, potrzyj, przejedź gwałtownie lub spokojnie. Rób wszystko tak, jak czujesz.”
Nieufnie dotknęłam kartki. Samo zetknięcie z nią kopnęło jak prąd. Wzdrygałam się i przesuwałam dłoń. Miejscami pocierałam, uchodził gniew. Gdy masowałam, leciały łzy. Skrobałam, uchodziła frustracja. Szarpałam, ulatywały irytacja, złość, brak zgody na coś. Przejeżdżałam gwałtownie, pojawiały się obrazy i uczucia, przed którymi najbardziej uciekałam – rozczarowanie, zawód. Zostawałam tam w końcu na dłużej, by popłynęły za nimi kolejne strumienie łez. Gdy dłoń gdzieś przystawała, okazywało się, że miało to związek z wydarzeniami, których nie chciałam puścić: śmiercią kogoś kogo kochałam, niespełnioną miłością, miłością – która bez mojej zgody odeszła lub okazała się iluzją. Dłoń na kartce ruszała się, a z nią całe ciało. Uczucia wybrzmiewały pod dyktando ruchów dłoni, dyrygującej tym, co się w kartce nawarstwiło. Ile to trwało? Nie wiem. Nagle pisarka delikatnie dotknęła mojego ramienia:
– „Możesz otworzyć oczy” – szepnęła.
– „Jak to? Już?” – spytałam z niedowierzaniem, otulona magiczną atmosferą tego, co w kartce, na kartce, wokół kartki.
– „Spójrz” – uśmiechnęła się ciepło pisarka.
Spojrzałam i zamrugałam oczami. Karta wyglądała na najzwyklejszą na świecie, lekką i zwiewną.
Podniosłam ją dłonią i przełożyłam delikatnie, ze zdumieniem i radosną ciekawością, co będzie dalej. W sercu rozbrzmiało zdanie: „Przewracam kartkę na drugą stronę”.
- Kiedy lenistwo wcale nie jest lenistwem
- Ważne są tylko te dni…