To niejako społeczna prawidłowość, że wielu rodziców, szczególnie mam, robi przez całe dnie wszystko dla innych, dla dzieci, dla rodziny. Odkładają na później to, co chciałby zrobić dla siebie, a na co zwykle brakuje im na koniec dnia siły. Do tego często obwiniają siebie za to, nazywając to lenistwem. Zobacz, jak dalekie jest to od lenistwa i zmień swoje priorytety dla siebie i rodziny!

“Wybieram się od pół roku na warsztaty związane z moją pasją. Jeszcze nie doszłam.”
“Mam zamiar zeszczupleć i od kilku lat chcę coś z tym zrobić, lecz jeszcze nie zaczęłam. Ok, może zaczynałam kilka razy, lecz po kilku godzinach/ dniach/ tygodniach/ miesiącach (wstaw swoje) rezygnowałam i wracałam do starych nawyków”. “Kiedy po całym dniu codziennych obowiązków mam coś dla siebie zrobić, nie mam już siły, ani ochoty.” “Odkładam swoje na później”. Co ja od razu podkreślę: “ODKŁADASZ SIEBIE NA PÓŹNIEJ”

Odnajdujesz się w którejś z powyższych wypowiedzi lub Twoja mogłaby brzmieć podobnie? Zwalasz to na swoje lenistwo, by pewnie jeszcze sobie za to konkretnie dokopać i obniżyć poczucie własnej wartości? Wierz mi, coś takiego jak lenistwo nie istnieje. Zaciekawiłam Cię? Jeśli tak, to czytaj dalej, bo powody tego stanu podam inne niż wszyscy, inne niż lenistwo. Nowy Rok blisko, więc przyda się ten tekst, aby zrezygnować z nigdy nierealizowanych postanowień noworocznych albo zrobić jedno: to właściwe. Po przeczytaniu wszystkiego będzie oczywiste, jakie.

JEDZIESZ W CUDZYM ZAPRZĘGU

Jak się masz z tym zdaniem? Coś zaczyna się rozjaśniać? Przyjrzyj się, co robisz dla siebie, a co robisz tak naprawdę dla innych, bo “musisz”, “powinnaś”. Może jedziesz na wakacje do zatłoczonego kurortu, a wolisz las i góry albo odwrotnie, lecz robisz to: “bo koleżanki z pracy jeżdżą…”, “bo partner, mąż to lubi” itd. itp.
Odkryłam, że najbardziej brakuje nam czasu i motywacji dla samych siebie, kiedy 99% naszej codziennej energii wkładamy w robienie rzeczy, które tak naprawdę nie są nasze. Może nawet mocniej: ŻYJEMY NIE SWOJE ŻYCIE. Proponuję ćwiczenie: weź kartkę, wypisz – wiem “wypisz”, też nie znoszę wypisywania, lecz wypisuję, bo przekonałam się, że z ręki płynie na kartkę coś innego niż blabla w kółko umysł) – a więc wypisz wszystko, co robisz na przykład w taki piątek jak dziś albo ten dzień, w którym  będziesz to czytać i pod tą listą, zrób dwie kolumny. Do lewej wpisz te rzeczy, które robisz dla siebie, z siebie, ze swojego serca, a do prawej wpisz te, które robisz, bo: wypada, tak zostałaś nauczona, musisz, powinnaś, bez Ciebie się dom zawali itd. itp. Na pewno te argumenty masz perfekcyjnie opanowane.

Jak wyszło? Jeśli w lewej kolumnie nie masz nic albo prawie nic, to masz odpowiedź, z jakiego powodu stale jesteś zmęczona. Ciągniesz nie swój zaprzęg. A skoro tak, to skąd masz mieć motywację, by robić więcej, lepiej, mocniej.

ZAPEŁNIJ TABELKĘ ODWROTNIE

Robienie wszystkiego, co nie Twoje, sprawia że na swoje zupełnie nie masz już siły, ochoty, motywacji. Tak działa ciągnięcie nie-swojego zaprzęgu. Spróbuj odwrotnie. Wiem, że to wyzwanie. Zacznij od jednej rzeczy najlepiej na początku dnia albo od takiej, która zdecydowanie poprawi Twoje samopoczucie, jakość pojedynczego dnia. U mnie było to najpierw robienie sobie wegetariańskiego obiadu. To dodatkowy wysiłek dla mnie, obok tych dla rodziny, lecz zdecydowanie sprawił, że poczułam siłę i moc, by więcej robić dla siebie. Gdy już oswoisz robienie jednej rzeczy, dołóż drugą, trzecią. Pamiętaj, to ma być TWOJE TEMPO dokładania. U mnie było tak, że najdłużej byłam z tym obiadem, robiłam tylko to. Po kilku tygodniach byłam już tak zmotywowana, że dokładałam po 2-5 rzeczy na tydzień.

CO Z CODZIENNYMI OBOWIĄZKAMI?

Samo się nie zrobi. Tak, to oczywiste (choć nie do końca, bo to też własna obserwacja, że kiedy zrobi się przestrzeń, to inni członkowie rodziny nagle potrafią i mogą coś zrobić sami z siebie. Po zebraniu szczęki z podłogi, że mama czegoś nie zrobiła). Jeśli dołożysz tę czynność dla siebie, pewnie wypadnie jedna lub więcej rzeczy dla domu, rodziny. Na początku. Na początku, bo jeszcze będziesz zmęczonym pieskiem w cudzym zaprzęgu. Możesz wybrać świadomie, z czego chcesz i możesz przez tydzień, dwa zrezygnować i jak to się mówi “dom czy świat się nie zawali”. Oczywiście, że później będziesz i tak potrzebowała to zrobić. Tak. Tylko będziesz już mieć siłę. Inaczej podejdziesz do tego, co obowiązkowe. Może nawet zaczniesz wybierać, by robić to inaczej, kiedy indziej, bo DLA SIEBIE. Robienie DLA SIEBIE motywuje, dodaje sił, daje totalnego, pozytywnego kopa.
I pamiętaj jeszcze o jednym, robienie czegoś DLA SIEBIE to coś bardzo aktywnego, lecz często może to też być odpoczynek w ulubiony przez Ciebie sposób i we właściwej chwili.

Wchodzisz w to? Daj znać i powodzenia!

Ps. Jeśli masz pytania, to pisz śmiało.

4 thoughts on “Kiedy lenistwo wcale nie jest lenistwem”

  1. Ojej…Dzięki za ten krótki, acz treściwy artykuł. Staram się nie wierzyć w lenistwo, choć tym duchem mocno mnie straszono i przesycono w dzieciństwie, a wczoraj właśnie padłam na nos od ciągnięcia nie swego zaprzęgu…Nie mam motywacji do zrobienia czegokolwiek…Mój mąż chyba nie wierzy w to, że lenistwo nie istnieje i ma mnie za lenia. A ja nie wiem, co ze sobą zrobić. Pracuję w pracy,która kompletnie nie daje mi satysfakcji, poza kasą i swobodą (mogę sama decydować, kiedy i ile pracuję). W domu mam poczucie totalnego haosu. Staramy się żyć z dziećmi w duchu NVC, ale nie wprowadzamy żadnej pozytywnej rutyny. Dzieci (maluch jeszcze) chodzą spać później niż my, mają wiecznie zagruzowany pokój i mam wrażenie, że mają mało naszej uwagi. Są wieczne dyskusje o gotowanie (ja kiedyś lubiłam gotować, ale teraz robienie w kółko pomidorowej i naleśników mi zbrzydło, a reszty przecież dzieci nie będą jadły) Jestem w czarnej dziurze. Problem jest taki, że chyba nie wiem za bardzo, co mogłabym zrobić dla siebie…Nie wiem, czego chcę. najłatwiej mi się angażować w zadania nie związane z naszym życiem rodzinnym czy pracą. Wtesy mam mega motywację, ale w moim życiu…. aż mi się płakać chce, kiedy to piszę….

    1. Przyszły mi do głowy na szybko dwa pytania:
      1) Na ile Twoje życie jest Twoje? Skoro cieszy Cię coś innego…
      2) Od czego uciekasz w swoim rodzinnym życiu?
      Odpowiedź na te pytania to wg mnie mógłby być dobry punkt wyjścia.
      Powodzenia!

    1. To jest z reguły wierzchołek góry lodowej. Wyjeżdża się tak, jak piszesz. Pracuje się tam, gdzie modne i można dużo zarobić albo uważa się za prestiż z jakichś powodów albo tradycja rodzinna nakazuje. Wybiera rozrywkę, hobby, które jest czyjąś pasją, a nie tej osoby. Czasem nawet je to, co współlokator/ka, mąż, chłopak. Pułapka robi się jeszcze większa, kiedy zostaje się rodzicem i robi coś, bo “powinno się”, “co inni powiedzą”, “czego inni niemo i rzekomo oczekują” i nagle okazuje się, że w swoim życiu pędzi się nie po swoje. To nie tylko męczy, to jak napisałam jeszcze demotywuje i odbiera ochotę do wszystkiego.

Dodaj komentarz