Potrzeby dziecka

Sytuacje trudne między dziećmi a rodzicami to często konflikty potrzeb. Pierwsze to takie, kiedy dziecko coś chce, a rodzic jest zmęczony. Drugie to te, kiedy dziecko chce mówiąc potocznie wszystko naraz. Dziś o tych drugich. W nich zadaniem rodzica jest pokazać, która potrzeba jest pilniejsza. Ważny jest wtedy jasny komunikat, a mój przykład pokaże, że liczy się jego efekt, a nie ocena estetyczna tego, co rodzic de facto powiedział.

Często zachęcam rodziców do sięgania do humor w relacjach z dziećmi. Jest tu bezwzględnie zakazane wyśmiewanie! Chodzi o zauważenie w sytuacji czegoś pozytywnego, obiektywnie zabawnego, z czego może się śmiać rodzic i przede wszystkim dziecko. Chodzi o rozluźnienie dziecka po to, by bez napięcia mogło zobaczyć wybór, jaki ma w danej sytuacji.
Sięgam też po tak zwany humor sytuacyjny. Wyłapuję takie sytuacje z dziećmi, w których z dystansu coś jest mniej dramatyczne niż wygląda. Kiedy odpowiednio się to pokaże – podkreślę jeszcze raz BEZ WYŚMIEWANIA DZIECKA, to ma to fenomenalny efekt wychowawczy.
I jeszcze jedną swoją zasadą się z Wami podzielę: „Simply the best” czyli „To, co najprostsze jest najlepsze”.

Takim najprostszym rozwiązaniem okazało się – z czego się jeszcze dziś śmieję – zauważenie, która potrzeba jest ważniejsza. Wracaliśmy z synem ze szkoły. I jak bywa według prawa Murphiego wszystko zbiegło się w jednym momencie. Obładowana zakupami, musiałam odebrać telefon. Zwykle oddzwaniam po przyjściu do domu, tu jakąś listę musiałam podać „na już”. Wyliczam do telefonu listę rzeczy, kiedy synek oznajmia, że chce siku. Dałam znak oczami i ręką, że słyszę i idziemy szybciej. Na co kilka metrów dalej synek mówi, że chce gumę do żucia… z mojej torebki, do której już zaczął sięgać zatrzymując siebie i mnie na ulicy z pytaniem: „Mama, mogę? Mogę?”

W jednej ręce telefon z rozmówcą po drugiej stronie, na ramieniu tej ręki tornister synka – „bo akurat wyjątkowo dziś wzięłam”, w ręce drugiej zakupy, do tego w świadomości synka potrzeby siku i gumy. Wielu rodziców może sobie to wyobrazić. Komizm tej sytuacji jest tutaj przy pisaniu. Nieczęsto szczególnie dla dziecka brak konstruktywnego rozwiązania takiej sytuacji „w realu” przechodzi w tragizm.

Warto jednak widzieć, że istnieje hierarchia potrzeb i można po prostu po nią sięgnąć w takich sytuacjach. Uniknie się wtedy samemu stresu, dziecko uchroni przed traumą czy poczuciem winy „że coś było przez jego potrzeby, co zezłościło rodzica”, a przede wszystkim pokaże dziecku, że zawsze jest spokojne wyjście z sytuacji. Zatem najpierw przeprosiłam rozmówcę na telefonie, że chcę odpowiedzieć synkowi. Następnie jako fanka i propagatorka komunikatów krótkich i treściwych, bez zbędnych tłumaczeń, których dziecko i tak nie słucha i nie słyszy, odpowiedziałam: „Najpierw siku, później guma. Gumy na siusiaka nie nakleisz.”

Parsknięcie mojego rozmówcy telefonicznego było równoczesne z akcją i reakcją mojego siedmiolatka. Komunikat był tak jasny i skuteczny, że tempem najszybszego marszu w historii naszych powrotów ze szkoły i przedszkola byliśmy w domu w kilka minut. Po wizycie w toalecie, umyciu rączek, co wchodzi w „pakiet toaletowy” bez przypominania, synek przyszedł do mnie po gumę do żucia. Dostał. Dotrzymywanie obietnic to podstawa. I dla brata, bo choć go z nami nie było, trzeba o niego zadbać.

Historyjkę tę naszą prywatną spisałam ku Waszemu rozbawieniu i może komuś coś podpowie do Waszych relacji z dziećmi i natchnie ku rozwiązaniom bezstresowym. Rodzicielstwo może być lekkie, łatwe i radosne. Tak niewiele potrzeba, a dziecko zadbane i fizycznie i emocjonalnie.

Dodaj komentarz