Pierwsze kilkadziesiąt stron przemknęło mi na zachwycie, że ktoś nareszcie pisze językiem na tyle skomplikowanym, bym mogła się podelektować. Znalazłam też dwa wyrazy, których znaczenia nie znałam, więc punktacja poleciała w górę.

Kiedy zaczęłam głębiej wchodzić w świat głównego bohatera – w czym niezwykle pomaga sposób przedstawiania postaci i ich spraw przez autora – złapałam doła. Serio. Nieprzyjemne uczucie przygnębienia rozpłynęło się po moim ciele. Potrzebowałam przerwy. Odłożyłam książkę, mówiąc: “Nie, nie, Organku, nie będę Cię czytać, skoro Ty tak”. Może spowodował to tylko fakt, że jestem z pokolenia Borysa, może przybliżenie jego nędzy tak mocno, że dało się ją odczuć jako swoją, a może i to i to.

Wróciłam nazajutrz. Nie spodziewałam się takiego rozwoju fabuły. To było miłe zaskoczenie. Stawiałam na przynudzanie i moralizowanie po takim wstępnie. Akcja toczy się wartko jakby przyspieszała z ruszającym samochodem. To zdecydowany atut tej książki i spodziewam się, że świadomy zabieg autora, bo tu znajomość warsztatu pisarskiego narzuca się prawie cały czas. Dlaczego prawie? No, przyznam się. Nie lubię opisów przyrody u Sienkiewicza, a autor wstawił tu kilka opisów, które – aż grzech wobec całej książki – ale przeskoczyłam. Sam przyznał w wywiadzie, że są momenty przegadane i jakoś przypuszczam, że właśnie te, które przeskoczyłam miał na myśli. Na szczęście jest ich maksimum pięć.

Kolejnym zaskoczeniem i zaletą książki jest to, że tuż za połową przyszła mi do głowy myśl: “Ciekawe, jak się skończy?” Dlaczego to zaleta? Kiedy czyta się kryminał, chce się poznać zakończenie od momentu poznania przedmiotu przestępstwa. W tej powieści, nazwałabym ją powieścią z wątkiem kryminalnym, nie czekam na finał w postaci rozwiązania, kto zostanie złapany albo kto weźmie kasę, czekam na propozycję, w jakim kierunku ta przygoda popchnie bohatera życiowo. I taką dostaję. W dodatku bardzo satysfakcjonującą w kontekście toksyczności relacji głównej dwójki.

Podsumowując, powieść zdecydowanie pod każdym względem warta przeczytania. W skali od 1- 10. Warsztat – 8. Fabuła – 9. Oddanie klimatu pokolenia – 9. Studium psychologiczne – 9. Struktura książki – 8 (mieszanie gatunków bardzo mi się podobało, poza tym czymś w rodzaju eseju na początku). Za co jeszcze można ocenić? Hmm…

Za kupę. Chyba uznam to za przejaw egzystencjalizmu (nie jestem pewna, daleko odeszłam od filozofii). Podoba mi się ten zabieg – otwarcia i zamknięcia kupą. Osadza fabułę w fizyczności, nadaje realności, pomaga nie odlecieć w rozważaniach nad beznadziejnością życia albo się nią całkiem nie załamać, bo jest kupa albo niżej jest jeszcze kupa.

Gratuluję – jak najbardziej wg mnie, a jestem bardzo wybredna – udanego debiutu. Z ochotą sięgnę po następną książkę.

Ps. Znalazłam dwie literówki i obiektywnie to nic, to normalne, ludzkie. Niestety tu zadziałał mechanizm nie spóźnialskiego, czyli w skrócie najbardziej rozczarowuje spóźnienie tego, co się nigdy nie spóźnia. Pan Organek zaprezentował tak wysoki poziom, że te literówki – mimo iż to kwestia korekty, a nie autora – po prostu bolą.

Dodaj komentarz