dziecko_jest_istota
Nie jestem dozorcą

NIE CHCĘ BYĆ „DOZORCĄ”

Wychowawcę, który chce oprzeć pracę z dzieckiem na kontroli i dyscyplinie, na nakazach i zakazach, Janusz Korczak nazywa  dozorcą. Kiedy przeczytałam to zdanie, stwierdziłam z gęsią skórką na ciele, że chyba jestem reinkarnacją Korczaka. Od lat towarzyszy mi skojarzenie, że ten, kto tylko pilnuje, czy aby dziecko nie zrobiło czegoś złego, „nie zbroiło” czegoś – pełni nieprzyjemną funkcję strażnika, policjanta. Zastanawiałam się też, jak rodzice tak potrafią. Potrafią być w ciągłym napięciu, stresie, jakby „na wewnętrznym pilocie” (takim jak do telewizora) mieli stale włączoną opcję czuwania, gotowości. Takiej postawie towarzyszy ogromne obciążenie psychiczne i fizyczne rodzica.

TOTALNY STRES RODZICA, ZGUBNY DLA RELACJI BRAK ZAUFANIA DO DZIECKA

Jakże męczące, przytłaczające musi być stałe sprawdzanie, czy druga osoba robi coś po naszej myśli. Towarzyszy temu, ku mojemu przerażeniu, totalny brak zaufania do dziecka. Do jego możliwości, do jego rozumu, do rozsądku, zdolności samodzielnego myślenia, podejmowania decyzji. Tak – wiem, o czym piszę. Dzieci podejmują decyzje na swoją miarę. Mają swoje sprawy, które wymagają podjęcia – może dla nas dorosłych – błahych, ale dla dzieci najważniejszych na ich tu i teraz decyzji.

NAKAZY I ZAKAZY ODMÓŻDŻAJĄ

Są to dla nich bardzo ważne ćwiczenia, których przebieg ma ogromny wpływ na to, czy i jak będą umiały podejmować poważne, dorosłe decyzje. Ale nie o tym chciałam. Nakazy i zakazy „odmóżdżają”. Uczą dziecko, że nie warto samemu myśleć. Później takie dziecko idzie w świat i poddaje się absurdalnym namowom koleżanek czy kolegów w szkole, na osiedlu, dalej w pracy. Nakazy i zakazy dają też jednorazowy, nietrwały efekt. Pomagają wyegzekwować coś na czas, kiedy patrzymy, nie uczą wyciągania wniosków ze swojego zachowania czy zaistniałych sytuacji. Nakazy i zakazy budują dystans między rodzicem a dzieckiem. Jeśli zostaje tu na coś miejsce, to na bunt czy opór. A dziecko chce współpracować.

DZIECI CHCĄ WSPÓŁPRACOWAĆ

Dzieci chcą współpracować, ponieważ współpraca to jedna z bardziej ubogacających form bycia w relacjach. Współpraca pozwala dzieciom wykazać się. I każde dziecko, które jeszcze nie zostało w jakiś sposób zgaszone, chce się wykazywać. Potrzebuje tego do prawidłowego rozwoju, do czucia się ważnym, do stawania się samodzielnym pod każdym względem. Współpraca pozwala czuć się pomocnym – dzieci uwielbiają pomagać, tylko – co bardzo ważne – na swoich zasadach w dobrej relacji z granicami bezpieczeństwa postawionymi przez rodzica.

NA ILE ZATEM POZWOLIĆ? 

Miarą możemy być my sami. Na pewno wiemy, co czujemy, kiedy ktoś stale „ma nas na oku”, „patrzy nam na ręce”, albo jeszcze do tego wszystko krytykuje i wie lepiej, poprawia i pokazuje jedynie słuszny sposób. Czujemy najczęściej złość, opór, niechęć, utratę motywacji itd.
A dzieci potrzebują odkrywać swoje własne sposoby zrobienia wszystkiego. Tym, co rodzic ma zapewnić to granice bezpieczeństwa wykonywania danej czynności. Jeśli te zostaną wyznaczone, w obrębie nich dziecko niech wykazuje się do woli.
Takie zorganizowanie dzieciom przestrzeni zaowocuje pod wieloma względami.

KONTROLA NISZCZY RELACJE

Kiedy dziecko ma nad sobą „dozorcę”, a rodzic stale „musi” być w tej roli, trudno o ciepłą, bliską relację. U dziecka rodzi się rozczarowanie postawą rodzica, a u rodzica złość na dziecko i frustracja z powodu udręki taką formą rodzicielstwa.
Rezygnując z permanentnej kontroli, dając dziecku zaufanie, że może i potrafi (to także przecież myśl Korczaka), pozwalając na – małe z perspektywy rodzica, wielkie z perspektywy dziecka – samodzielne decyzje inwestujemy w motywację dziecka do współpracy z rodzicem w tym, na czym temu rodzicowi zależy. Idąc zaś dalej współpraca z rodzicem daje dzieciom poczucie przynależności do stada, jakim jest każda rodzina. Co chyba jest już największym argumentem za zrezygnowaniem z nadmiernej, szkodliwej kontroli w roli dozorcy.

Ps. Więcej o zachęcaniu do współpracy znajdziesz w e-booku „Rodzicu, można inaczej”

Dodaj komentarz