Nazywanie potrzeb dzieci przez rodziców uczy je samodzielnie nazywać swoje potrzeby. Tak właśnie. Brzmi jak tautologia -takie masło maślane, lecz nią nie jest.
W praktyce oznacza to, że dziecko potrafi powiedzieć pięknie, czego dokładnie dla siebie chce. Często nawet z podaniem powodu. To według mnie jedne z najcenniejszych wypowiedzi w relacji rodzica z dzieckiem.
Aby dziecko mówiło, trzeba wcześniej zachęcać do tego mówienia. Dawać przestrzeń. Nie dusić w zarodku. Przyjmować, że każde zachowanie, każdy komunikat niesie za sobą uczucia, a za uczuciami potrzeby.
Nie widzimisię dziecka. Nie fanaberie. Nie cudowanie. Nie wymyślanie.
 
Potrzeby.
 
Osobiście uwielbiam słuchać o potrzebach moich dzieci.
Uwielbiam też obserwować, w jaki sposób te potrzeby się zmieniają.
 
Wczoraj chciałam, by młodszy zszedł sam na rower pod blok. Powiedział, że chce, żebym była z nim tam cały czas.
Przyjęłam, że chce – zaakceptowałam tę potrzebę i ją sam z siebie pięknie uzasadnił:
– “Mama, bo ja potrzebuję się czasem do Ciebie przytulić.”
 
Zdziwiłam się lekko. Zaskoczyła mnie ta potrzeba. Nagła. Zastanawiałam się kilka sekund. Ubrałam buty i zeszłam.
 
“Czasem” odbyło się kilka razy podczas naszej około dwugodzinnej bytności na osiedlu.
Było też wyjątkową potrzebą na wczoraj, bo zwykle synek podczas zabawy obywa się beze mnie. Był bez przytulania wiele, wiele razy. Mogłabym powiedzieć, że jest już duży i że da radę.
Zaspokoiłam jednak tę potrzebę z radością i lekkim wzruszeniem, że mówi, że chce, że potrzebuje, że mogę zaspokoić. Byłam zmęczona. Możliwość odpowiedzi na tę potrzebę emocjonalną, świadomość, że wiem o niej i mogę zaspokoić – uskrzydliła mnie. Dała siłę, by dojść się na ławkę i być tam. Po prostu być do przytulania.
 
Zakładam, że to wyjątkowe przytulanie w przerwach w zabawie dało mu poczucie bezpieczeństwa. Z jakiego powodu to poczucie bezpieczeństwa obniżyło się? Mogę zgadywać. Do końca nie wiem. Cieszy mnie, że przyszedł z tym do mnie, powiedział. Kiedy wiem, czego potrzebuje, mogę dać.
 
Dawniej nie wiedziałam. Zgadywałam. Byłam uczuciowym i potrzebowym detektywem. Obserwowanie, szukanie, nazywanie głośno potrzeb, a także pozwalanie, robienie przestrzeni na to, by dziecko sygnalizowało, dało efekt, że mówi. Mówi samo z siebie. Wybiera do kogo, po zaspokojenie jakiej potrzeby, przyjść. To pewien aspekt asertywności. To pewność, że będzie syty emocjonalnie. W jakimś stopniu. Takim, w jakim udaje mi się mu to zaspokojenie dać. Na ile nauczyłam go mi w tym pomagać, mówiąc o tym.

Ps. Zdjęcie z zimy, lecz tu też o przytulanie po okrążeniach chodziło, tyle że na zdjęciu ja krążyłam po tafli, a wczoraj synek po osiedlu.

Dodaj komentarz