„Złaź! Nie ruszaj! Gdzie leziesz! Idź stąd!” Słyszę, jak rodzic krzyczy na swoje dziecko i cała cierpnę. Skojarzenie, które mam od razu, to wypas bydła. Jako dziecko jeździłam na wieś i widziałam spędzanie krów z pastwiska. Osoba, która to robiła, miała w ręce bat i jak krowa poszła lekko w bok, zamiast iść drogą do domu, to osoba ta biła krowę batem i krzyczała: „Ho, do domu! Gdzie leziesz!” Te sytuacje wydają mi się tak uderzająco podobne, ilekroć słyszę i widzę takie zachowanie tego rodzica. Nie będziemy roztrząsać wykształcenia i pochodzenia rodziców, którzy tak mogą się zachować, bo wierzcie mi nie ma znaczenia. Jednak gdyby ktoś chciał w tej kwestii polemizować, to tutaj rodzic ma wyższe wykształcenie, był wychowywany również przez osobę z wyższym wykształceniem, w dodatku znającą i w przeważającej części używającą języka empatii. Mieszka w dużym mieście. Słyszę te i im podobne teksty od dłuższego czasu i mam dwa pomysły, jak się zachować: 1. wybiec z krzykiem i biec tak długo, żeby nigdy już nie być świadkiem takiej sytuacji 2. zrobić sobie coś drastycznego, co wymaże z umysłu i ciała wrażenia ubrudzenia, oblepienia czymś ohydnym. Jestem rozsądna, zatem mówię o swoich uczuciach w tej sytuacji. Opowiadam o pędzeniu bydła i o tym, co muszą czuć dzieci, kiedy ja mam ochotę reagować – powiedzmy, że skrajnie. „Bo oni robią to i to. Krzyczę na nich, więc powinni zrozumieć, że mają się zatrzymać, przestać coś robić. Ja bym zrozumiał.” „Ja nie” – myślę szybko. Rodzic kontynuuje: „A oni uśmiechają się głupio i dalej robią swoje. Mogę sobie krzyczeć.” „Jak Ty nic nie rozumiesz”- myślę z goryczą. Znamy się tak długo i widujemy tak często, że nie mogę uwierzyć, że mówi to wszystko osoba, która rok wcześniej czytała „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły” i ochoczo stosowała wszystkie sposoby z książki. Łapię się za głowę i myślę, co powiedzieć, żeby nie urazić, a wyłuszczyć problem. „Pamiętam, że jeszcze niedawno słyszałam, jak używasz wszystkich sposobów preferowanego przez nas podejścia. Może warto odświeżać je sobie co jakiś czas? Sięgnąć jeszcze raz do książki.” „Staram się nadal ich używać. Rano mówię tak jak trzeba. Tylko wieczorami, kiedy dochodzi już ogromne zmęczenie, wychodzi tak jak wychodzi”. Teraz zaczynam się już naprawdę frustrować. „Rano dzieci mają inny rytm, współpracują, aby zebrać się do wyjścia, a do popołudnia są poza domem. Rozumiem zmęczenie, bo sama jestem ostatnio chronicznie zmęczona, lecz po to uczymy się na spokojnie tego języka, aby w chwilach kryzysowych, czyli zmęczenia, zestresowania, zabiegania umieć zachęcić do współpracy. To trzeba mieć tak wyćwiczone, żeby niewiele myśleć.” Cisza. Bliski mi rodzic po chwili: „Powiedz mi, jaka jest różnica między powiedzeniem <Idź stąd!> a <Chcę, abyś stąd poszedł!?” „O czym myślisz, co czujesz, kiedy mówię <Idź stąd!>?” Rodzic: „Wściekam się, czego ode mnie chcesz. Atakujesz mnie, więc myślę, żeby przeciwstawić Ci się jakoś. Buntuję się, że mi rozkazujesz.” „Uhm, a kiedy mówię <Chcę, żebyś stąd poszedł>?” „No, pewnie chcesz pobyć sama albo coś…” „Właśnie, brzmi inaczej, prawda? Ciężar z Ciebie przesunięty jest dla mnie, to ja z jakichś powodów chcę byś zszedł, poszedł. Nie atakuję Cię, nie mówię Ci, co masz robić. Widzisz, jesteś wtedy dla mnie partnerem, z którym się liczę.” Ciąg dalszy zapewne nastąpi. A na pewno będzie można dowiedzieć się więcej i sprawdzić, jakie mamy naprawdę przekonania dotyczące wychowania, zweryfikować je i zamienić na zgodne z „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały” w najbliższym organizowanym przeze mnie on-line programie zmiany przekonań dla rodziców.
Ps. Jeśli chcesz posłuchać tego tekstu, zobacz Audiobook z tekstami z bloga.