Młodszy ma trudności z wyciszeniem się wieczorami i jego potrzeba leżenia ze mną, tłuczenia się po łóżku przez ponad godzinę mocno koliduje, szczególnie jeśli jest około 21. z moją potrzebą spokoju i zrobienia coś dla siebie. Leżymy i Młodszy się przewraca na łóżku, chowa pod kołdrę. Kiedy siedzi tak pod kołdrą, że widać mu twarz, mówię zrozpaczona perspektywą niekończącego się usypiania: “Te., uśnij, choć raz uśnij w 5 minut.” Młodszy patrzy na mnie lekko już niekontaktujący, więc jakoś zdania jak z filmowych scen o hipnozie same płyną: “Twoje powieki robią się ciężkie. Powoli opadają…” Jakoś nie wiedziałam, co ma być dalej, więc poszło tak: “Czujesz się bezpieczny. Wszystkie Twoje potrzeby są zaspokojone. Jestem tutaj. Czujesz moją bliskość. Bezpieczny i zadowolony spokojnie zasypiasz” Cóż, nie zasnął, ale hipnoza z uwzględnieniem idei rodzicielstwa bliskości była.
- Moje, moje, moje, czyli faza testów
- Coaching czy szarlataneria