Czym jest krytyka?
Potocznie pierwsze skojarzenie krytyki kieruje nas do zdań, wyrażeń, które wskazują, że coś zostało zrobione niewłaściwie. I w pewnym stopniu słusznie. Krytyka według mnie – niestety – to jednak szereg działań dużo bardziej zawoalowanych. Opiszę kilka.
Zamach na samodzielność niemowlaka
Dla mnie osobiście krytyka rozpoczyna się w momencie pierwszych zabiegów dorosłego, aby zahamować naturalną, swobodną, niczym (dopóki dorosły nie zainterweniuje) nie skrępowaną aktywność dziecka, mającą na celu odkrywanie świata po swojemu. Mówiąc wprost, krytyka może się rozpocząć już w raz z pierwszymi próbami – uwaga – wkładania do buzi – zabawek. Może wszyscy wiedzą, a może nie, ja dowiedziałam się już jako trener, że wkładanie rzeczy do buzi przez dziecko, to jeden z jego pierwszych sposobów badania rzeczywistości. Wszystkie zatem uwagi typu „Nie bierz do buźki, to jest bee” – są pierwszymi sygnałami, że dziecko robi coś źle i co więcej że otaczająca je rzeczywistość nie jest bezpieczna i/lub warta stykania się z nią.
Uprzedzając uwagi, że przecież nie można pozwolić, by dziecko wszystko – jak to się mówi – pchało do buzi, odpowiem: można tak zorganizować otoczenie dziecka, by mogło sobie eksplorować wszystko, co je ciekawi, z zaznaczeniem, że my wybraliśmy wcześniej to „wszystko”.
No dobrze, zdarzy się, choć byśmy nie wiem jak się starali, że dziecko weźmie do rączki coś niebezpiecznego jak na jego wiek. I co wtedy? Wszystko można zabrać i tak zabrać, aby dziecko chętnie samo oddało. Bez gwałtownych ruchów, z pełną akceptacją: „To Ci się podoba”. Pokazać i powiedzieć, trzymając – równa się zabezpieczając delikatnie acz stanowczo mniej bezpieczną część, bez paniki, co może dziecku zrobić krzywdę. I od razu pokazać, zainteresować czymś bezpiecznym.
Dziecko zacznie płakać jedynie w sytuacji, gdy odczuje, że coś zostało mu gwałtownie, nagle wyrwane. Gdy opiekun spokojnie zainteresuje inną zabawką, sytuacja przejdzie niezauważona.
Inaczej mamy zamach na samodzielność siedzącego czy uczącego się chodzić dziecka, które uczy się już na poziomie niewerbalnym, że coś z nim jest nie tak, bo rzeczy są mu wyrywane.
Zamach na samodzielność kilkulatka
Podobnie ma się rzecz z kilkulatkami. Na wiele sposobów można dziecku wskazać, że przedmiot, którym bawi się bądź zamierza się bawić nie jest do końca bezpieczny. Tutaj jednak otwiera się przed rodzicami szerokie pole do kształtowania lub blokowania indywidualności dziecka. Na sposób poznawania przez dziecko świata w okresie 2-5 lat składa się wiele czynników. Dziecko może być typem odkrywcy, który będzie chlapał się wodą, interesował wszystkim, co lepkie, brudne, mokre itp. a najczęściej niewygodne dla rodzica w udostępnieniu do zabawy. Piszę tylko o tych dzieciach, gdyż one bywają wyzwaniem, dopóki nie zaczną zauważać związków przyczynowo-skutkowych. Odbieranie przyjemności takiej zabawy, uwagi o kłopotliwości tego odkrywania to poważna krytyka i hamulec dla zdrowego rozwoju dziecka. Śmiem wyciągać wnioski, że właśnie w tym okresie czasu waży się, czy dorosły, na którego wyrośnie, będzie miał świadomość, co chce, lubi i potrafi w życiu robić.
Perfekcjonizm (?) rodzica
Choć wolałabym napisać – jedynosłusznizm. Tak, dobrze czytacie. Mam na myśli jeden słuszny sposób zrobienia czegoś i jest to sposób preferowany przez rodzica. Tylko ten jeden, jedyny, słuszny i właściwy. Osobiście nienawidzę i uważam, że jest to jedno z bardziej okaleczających, krzywdzących i ograniczających wszelką przyszłą inicjatywę podejść do robienia czegokolwiek. „Skoro sam zrobisz lepiej, to zrób”. „Nie będę nic robić, bo i tak zrobię źle”. „Po co się wysilać i tak przyjdzie i zrobi po swojemu” Itd. Itp. To skutki. I na wszelkie pytania: „Kto mu/jej podciął skrzydła?”, odpowiem: „Zapytaj siebie, skoro musisz mieć po swojemu”. Jak sam robisz, to miej o swojemu, a jeśli zlecasz komuś, to licz się z tym, że będzie po jego/po jej. To otwartość tak w ogóle na życie, na innych. To wychodzenie ze słynnej strefy komfortu – tak na gruncie własnych rodzinnych pieleszy. Podobno naczynia można umyć na kilkaset sposób – nie pamiętam, ale liczba była ogromna.
Patrząc jak moje dzieci coś robią, zachwycam się, że robią coś inaczej niż ja, bo jeszcze – egoistycznie – korzystam ucząc się czegoś nowego i gimnastykuję mózg, że nie wspomnę o kreatywności. No, bo to oczywiste, że w badaniach na największą kreatywność pracowników najlepiej wypadły matki.
Krytyka niewerbalna
„No przecież ja nic nie mówię” Dobra, ale patrzysz. I to jak. Permanentne niezadowolenie w oczach, w ruchach. Kilka takich spojrzeń dziennie i wszelka samodzielność zabita. Takie spojrzenia mają wyjątkowo szkodliwe działanie na dziecięcą wrażliwość. Wiadomo, że wrażliwość wrażliwości nie równa, lecz jak woda drąży skałę, tak w tym przypadku wzrok i mowa ciała powoli robi swoje, czyli po prostu zniechęca. Zdania jak wyżej. Zasada jest prosta. Dziecko wie, co nie wyszło, co mogło być lepiej, co trzeba poprawić. Dzieci są bystre. To dorośli zabijają ich – właśnie: inteligencję, pomysłowość, kreatywność, samodzielność, inicjatywę i zapał. Dziecko stale krytykowane w taki czy inny sposób staje się ogłupiałe. Przypomnę jednak – na własne życzenie dorosłego – łatwo jest „popsuć dziecko”, sztuką rozwinąć w nim jego mocne strony. Inaczej: zgnoić każdy potrafi, docenić wartość niewielu.
Poprawianie
Kolejny faworyt. Moja negatywnie ulubiona scena: warsztaty dla dzieci, rodzie patrzą z daleka. Dziewczynka lepi coś tam. Wyszło to ok. Leci przez całą salę mama z wyciągniętymi rękami i woła: „zrób to tak, bo inaczej…” Umarłam, nie zdążywszy zwerbalizować swojego szoku. Teraz to zrobię: „Wiem, że potrafisz. Wiem, że zrobisz to najlepiej. Jeśli potrzebujesz się dowartościować, zrób sobie takie samo po swojemu w domu, jak dzieci pójdą spać. Ale zostaw to dziecko. Twoja troska ogranicza. Zrozum. I zadbaj o zmniejszenie swoich deficytów emocjonalnych, bo to poprawianie najpewniej z nich wynika. Znaczy dajesz coś sobie – może właśnie podwyższenie poczucia własnej wartości albo zaspokojenie potrzeby przynależności – chcesz być potrzebna/y, zauważona/y – to się zauważ sam/a, lecz łapy precz od dziecka. To jemu należna przestrzeń.”
Porównywanie
Czy kiedy dostaniesz kwiaty to siedzisz i debatujesz nad każdym płatkiem, listkiem, kawałkiem łodyżki i porównujesz jedną np. czerwoną różę do drugiej czerwonej róży? Spodziewam się, że nie. I moim marzeniem jest, by to porównanie wracało do wszystkich, gdy zechcą porównać. Jak pisałam w „Rodzicu, można inaczej”, porównywanie krzywdzi na wielu poziomach i wszystkie pośrednio czy bezpośrednio zainteresowane strony: porównywane dzieci i porównującego – tak – też bym z takim porównującym dorosłym nie chciała współpracować. Odbiera motywacje w dłuższej perspektywie, choćby się komuś wydawało, że daje chwilową. Wydawało, bo wtedy mówimy o zemście, odwecie, „ja mu pokażę”, a nie właściwie pojętej motywacji.
Wyśmiewanie
Podobno jedna z najgorszych form agresji!!! Niesie upokorzenie i ogromne poczucie niesprawiedliwości. Jest taka zasada, że z żartu mają się śmiać wszyscy i ma być bez ataku na charakter, osobę – tu – dziecka. Wyśmianie jest tą formą agresji, krytyki przed którą bardzo trudno się obronić. Rani subtelnie, lecz mocno. Osoby postronne często bronią osobę wyśmiewającą nie widząc i nie słysząc kryjącej się za jej słowami agresji. Adresat zostaje wówczas bez możliwości obrony: „przecież nic się nie stało. No, pośmiej się z siebie.” Śmianie się z siebie, czyli zdrowy dystans do własnej osoby przychodzi wraz z dojrzałością emocjonalną (ok. 24 r. życia) i śmieszne to jest wymagać, by dziecko się z siebie śmiało.
To tyle. Wyłuskałam takie formy krytyki w formie lekko krytycznej. Taki nastrój dzisiaj. Jakbyście chcieli dodać jakąś formę, którą pominęłam, to feel free.
Ps. Dziecko krytykowane uczy się krytykować. To, że innych jest do wyłapania i skorygowania. Gorzej, gdy siebie. W swoim wnętrzu. Po cichu.