Jak zapewne większość z Was – wiele razy byłam świadkiem scen z udziałem dzieci i ich rodziców, w których rodzic opuszcza plac zabaw, albo chce wyjść od znajomych czy chce, aby dziecko skończyło grać w coś czy bawić się i wyrywa to dziecko z tej czynności w jednej sekundzie, bez ostrzeżenia. Mówi coś zapewne w stylu: „Idziemy do domu”, „Wyłącz natychmiast, idziemy” czy coś podobnego. Dziecko wtedy zaczyna protestować, często płakać, krzyczeć, a nawet wpada w histerię kończącą się na podłodze. Zawsze wprawiało mnie to w zdumienie i przerażenie. Najpierw myślałam, że moje dziecko też będzie tak robić, a później popadałam w drugą skrajną obawę – moje dziecko tak nie robi – pewnie umknął nam jakiś etap jego rozwoju. Co jeśli przez to nie będzie wystarczająco asertywne? Jednak obawa była niepotrzebna, bo on po prostu nie ma powodu tak robić.
Oczywiście od zawsze i nigdy są wyjątki. Osoba opiekująca się moim synkiem, kiedy jestem w pracy,opowiadała, że synek wiele razy był świadkiem takich scen na placu zabaw. Podobno najpierw patrzył wielkimi oczami, a później postanowił sam spróbować. Usłyszawszy zwykłe hasło, że idą do domu, położył się na cash flow i próbował naśladować widzianą wcześniej dziewczynkę. Opiekunka wzięła zabawki i powiedziała: „Jak się zmęczysz, to czekam na Ciebie przy bramce”. Efekt był natychmiastowy, próba nieudana i nigdy nie powtórzona.
Wracając do ataków histerii innych dzieci, to ja doskonale je rozumiem. Wyobraźmy sobie. Właśnie siedzę przy komputerze i piszę ten tekst. Ktokolwiek z bliskich wpada do pokoju i każe mi wstawać i iść np. na zakupy. Tekst nieskończony, niezapisany, ja zaskoczona. Co czuję? Napływającą złość. To reakcja obronna. Moim celem jest skończyć post, zapisać, żeby nie przepadła praca. Nikt mi nic nie mówił, że mam gdzieś wyjść. Czuję się zaskoczona, nie oswoiłam myśli o pójściu gdziekolwiek.
Podobnie jest z dzieckiem. Zaskoczone w czasie zabawy, która gdzieś ma dla niego początek i koniec i jest tak samo ważna jak moje pisanie posta, pierwsze co odczuwa, to bunt i opór, a później okazuje go już w taki sposób, w jaki jest nauczone radzić sobie z uczuciami, a może raczej nie radzić. A recepta jest prosta. Każdy z nas chce być uprzedzony, że ma coś dokończyć, bo za chwilę np. przyjdą goście, wyjdziemy, itd. itp. Dziecko podobnie. Uprzedzone o zmianie planów, o jakimkolwiek powodzie zmiany jego aktywności oswoi tę myśl i podejmie decyzję, w którym momencie kończy. Najpierw będzie to trwało kilka minut, a później nawet sekund. Moje dziecko uwielbia filmiki w internecie. Wydawałoby się, że biłoby się, żeby oglądać cały dzień. Jednak powiedzenie „dokończ bajkę, bo…” i powiedzenie prawdziwego powodu, dlaczego ma kończyć, równa się uprzedzenie o tym, co ma akurat nastąpić, skutkuje odejściem od komputera w kilka minut. Czasem się nawet zastanawiam, czy ta bajka się już skończyła. Dziecko słyszy komunikat, trawi go i podejmuje decyzję, zawsze taką samą – kończy to, o co się prosi, że ma skończyć.
Byłam raz świadkiem, jak dwóch małych chłopców odbijało piłkę rakietkami z mamą jednego. Przyszła druga mama i do swojego synka powiedziała: „Kochanie dokończ grę, bo idziemy na spacer”. Efekt był tak piorunujący, że dziecko odbiło ostatni raz i poszło zaczekać na ławce. Zaznaczam, że dziecko nie jest i nie było zastraszane. Po prostu skończyło jakiś etap i szybko postanowiło, że jest gotowe. Zdumienie obu pań było ogromne – tak, matki też, bo się nie spodziewała tak ochoczej współpracy. Zatem uprzedzajmy, że trzeba coś skończyć. Szanujmy uczucia dziecka i prawo do podejmowania decyzji o skończeniu zabawy. Na pewno zaowocuje to współpracą.
Zaczynam siebie doceniac, bo tak robié 🙂 Mam tylko pytanie dodatkowe. Mówié córce, zeby dokonczyła zabawę, bo… i tu wymieniam powód np. wyjście na umówioną wizytę do lekarza. Robię to wczesniej kilka, kilkanaście minut wcześniej, jednak gdy już jest godzina ostateczna, w której musimy wyjść, żeby zdążyć, to zabawa trwa nadal… i co wtedy? Wtedy zupełnie nie wiem co robić/mówić…
Wpadłam w popłoch przyznaję: „co ja mówię wtedy? co mówię” I nie wiem. Coś w stylu „Umawialiśmy się. Koniec”
To kwestia całości relacji tutaj, że dziecko słucha. Taka pierwsza myśl była, że wchodzę do pokoju czy podchodzę do nich i wstają. Jakby to było naturalne, że się umówiliśmy.