Dzisiaj będzie bardzo poważnie dla odmiany i długo.
Byłam ostatnio świadkiem pewnej rodzinnej sceny na publicznym kąpielisku. Plażowałam akurat bez moich synów i jakoś tak wyjątkowo obecna tam byłam, nie zanurzona w sobie.
Weszła zatem na mnie sytuacja, w której zbierający się do opuszczenia kąpieliska tato poganiał swojego syna i córkę do szybszego ubierania się. Dziewczynka starsza, na oko piąta/szósta klasa, chłopiec – młodszy, strzelam – trzecia, może czwarta klasa szkoły podstawowej.
Tato córkę traktował w sposób, który kojarzył mi się podręcznikowo ze Szkoły dla Rodziców jako programowanie roli księżniczki. Powiedzmy, że to jest tak popularne u rodziców, że jakoś nie zwracałam uwagi.
Do syna, który był od klatki piersiowej do połowy łydki opatulony ręcznikiem i przebierał pod nim kąpielówki, poszedł tekst:
(Nie słyszałam całości, piszę, co przypadkowo <ale nie ma przypadków, więc pewnie miałam to usłyszeć> usłyszałam.)
CO USŁYSZAŁAM?
„Kiedyś przyjdę na zakończenie albo rozpoczęcie roku szkolnego i ściągnę ci spodnie przy wszystkich twoich kolegach i koleżankach. Zobaczysz. Wtedy się z ciebie pośmieję”. Mniej więcej tak to padło. Akurat zamyśliłam się i przez mgłę docierało do mnie, co słyszę. To zdanie zostało powtórzone jeszcze raz w podobny sposób. I tu we mnie drgnął mój wewnętrzny Fighter. Już mam go okiełznanego na tyle, by nie wyprowadzić prawego sierpowego*, lecz temat został ze mną. Odebrałam to jako chęć zdeprymowania chłopca za to, że się wolno zbiera. Potwierdziło to odejście ojca z córką za rękę w takiej postawie pokazania jacy oni są wspaniali i zostawienie syna z jego matką, by dokończył się zbierać.
Po co to piszę? W sumie wracało to do mnie od weekendu i wahałam się, czy podnosić ten temat tutaj. Zwykle „pracę” zostawiam w domu i mam jedną cechę, którą uwielbiam, potrafię tę pracę naprawdę wyłączyć prywatnie. Wraca jednak uporczywie do moich myśli. Sama mam synów i chcę ich wychować na pewnych siebie mężczyzn.
Zdecydowałam się napisać o tym tutaj dla poinformowania, co takie teksty robią małemu chłopcu. Najdalsza jestem od oceniania i krytykowania. Akurat do synów jestem poprawna, lecz mam na sumieniu rywalizację z dorosłymi mężczyznami, a nawet nieświadome próby kastrowania, „noszenie” spodni, intelektualne wywyższanie się. Chyba tyle. Mądrze mówią słowa piosenki: „Kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień.” Zatem sama chowam kamień do kieszeni i Was też wszystkich o to upraszam. Niech będzie konstruktywnie w komentarzach.
AD REM
Ale do rzeczy. Ta sytuacja pokazuje publiczne upokarzanie małego mężczyzny przez dorosłego (bez mylenia z dojrzałym) mężczyznę. Ojca – czyli pierwszy i często w dzieciństwie dla wielu dzieci jedyny najbliższy męski autorytet (jakkolwiek w tym przypadku obiektywnie wątpliwy, to dla dziecka/syna autorytet).
Mówienie takich rzeczy do dziecka głośno jest przez dziecko odbierane jako sytuacja, która MIAŁA FAKTYCZNIE MIEJSCE. Tak działa w nas to, co odczute. To bez znaczenia, że ten ojciec tylko straszył i najprawdopodobniej nie ma żadnego zamiaru tego zrobić. Na szczęście jakieś 99% takich pogróżek zostaje w sferze werbalnej. Tylko to i tak zapada w dziecko jako coś, co się zadziało. Może dziecko straumatyzować. Podkreślę i przypomnę, że trauma jest doświadczeniem bardzo subiektywnym i czasem by zaistniała potrzeba tylko zaskoczenia i przestrachu. No tu mamy dużą szansę na to, bo odbiór dziecka może być np. taki: mój ukochany tato chce mi zrobić coś takiego.
CO TO ROBI DZIECKU WEWNĄTRZ?
Oczywiście dziecko nie myśli, że tato jest zły, źle robi, krzywdzi mnie. Dziecko czuje, że skoro tato tak chce mu zrobić to coś z nim, tym chłopcem jest nie tak, jest jakiś gorszy, nie taki jak potrzeba. To mamy obniżenie poczucia własnej wartości, wzbudzenie – być może na stałe – poczucia gorszości, i co dla mnie najistotniejsze tutaj – (szukam cenzuralnego słowa… słownik synonimów genialnie wybrnął) – zranienie męskości, zanim ona się jeszcze zaczęła tak naprawdę rozwijać.
I teraz tak. Kto tak robi? No oczywistym jest, że to klasyczne przekazywanie z pokolenia na pokolenie deficytu tej akurat jakości. Ktoś wcześniej odebrał temu – na oko 40 letniemu – człowiekowi poczucie wartości jako mężczyźnie i teraz on odbiera ją w sposób – spodziewam się – całkowicie nieświadomy. Może nawet mając „publiczność” we mnie i innej kobiecie obok robił to w jakimś przekonaniu, że sam siebie tym dowartościowuje. To tak zwykle działa. Ten ojciec tu ma utknięcie i z tego utknięcia wypływają jego słowa i zachowanie.
JAK TO ZATRZYMAĆ?
Tu pierwszym krokiem jest złapanie świadomością, że w ogóle coś takiego jako tata robię synowi.
Drugim poszukanie w sobie rany, która sprawia, że „przykrywam” ją robieniem tego, co mi wcześniej zrobiono.
Spotkanie się z tym własnym trudnym doświadczeniem.
W tym spotkaniu poczucie wszystkiego, co tam jest do poczucia. Zatem może: smutku, wiadomo upokorzenia, rozczarowania rodzicem, złości, nienawiści itd. itp. Odbiór uczuciowy jakiegoś zdarzenia może być różny, tylko część uczuć może się powtórzyć u wszystkich. Najważniejsze, by je dla siebie i w sobie „rozpakować”.
Może z terapeutą, kimś kto poprowadzi w bezpieczny sposób.
Uwolnienie emocji własnych ojca z tego utknięcia w zdarzeniu z jego dzieciństwa sprawi, że ten człowiek będzie dojrzalszy, a jego zachowanie zmieni się samoistnie. Dojrzewanie bowiem to w pewnym sensie integracja utknięć.
To chyba tyle tak z marszu ode mnie w tym temacie. Jeśli macie pytania, śmiało pytajcie. Pracuję w takim obszarze na co dzień. Także w temacie pomieszania ról w rodzinie. Np. Córka w roli żony, żona w roli córki, syn w roli męża itp.
*Wyjaśniam sens tego zdania. Otóż po odmrożeniu uczuć, a większość z nas zamraża je w dzieciństwie, by przetrwać, przychodzi czas odmrożenia i potrzeba nauczyć się radzić ze swoją agresją. Odczucie własnej agresji podczas trwania procesu nauki integrowania jej w sobie może być tak silne, że mogą się zdarzyć zachowania lub chęć zachowania się w sposób agresywny. A że co nas dotyka, to nas dotyczy, czyli jeśli mnie rusza, to mam pracę do zrobienia. Dopiero uleczenie w sobie takich czy podobnych ran = np. przeżycie złości związanej z danym tematem, pozwala reagować w sposób spokojny, efektywny i skuteczny, właśnie bez tego jak to sobie nazwałam Fighter’a.