Dzień dobry Moi Czytelnicy,
Im ja się mniej przejmuję, tym lepiej on/ona/oni sobie radzi/radzą.
Takie mam własne doświadczenie i z dziećmi i z dorosłymi.
Z dziećmi – było dla mnie w jakiś sposób oczywiste.
Teraz zaobserwowałam z dorosłymi. Kiedy brałam za pewnego dorosłego odpowiedzialność, czytaj nadodpowiedzialność, to szło tej osobie fatalnie. Kiedy stopniowo brałam tej odpowiedzialności mniej, tej osobie szło coraz lepiej. Mam nawet wrażenie, że dokładnie tyle, ile odpuściłam, tyle szło lepiej.
Specjaliści od ustawień systemowych twierdzą, że martwienie czyni martwym i że martwienie się to -UWAGA – życzenie śmierci komuś o kogo się martwię.
No dobrze – ktoś powie, ale jeśli martwię się o dziecko, to absurd, że własnemu dziecku mogę życzyć śmierci.
Absurd – kiedy dziecko jest dla Ciebie tylko dzieckiem i tylko w tej roli. Jeśli jednak dziecko wchodzi Ci w rolę/ Ty dopuszczasz, by wchodziło Ci w rolę – mamy, taty, siostry, brata, babci, dziadka, to wyparta agresja do tej osoby przejawia się w martwieniu, czyli życzeniu śmierci dziecku.
No bo przyjrzyj się sposobowi, w jaki troszczysz się o dziecko. Komu chcesz tak dogodzić i po co?
Mamie, by Cię bardziej kochała?
Tacie, by doceniał?
Albo kogo tak pouczasz/dyscyplinujesz/ chcesz nauczyć, w jaki sposób ma Cię traktować?
Znów zapytam: mamę, tatę? Oooo a może siebie?
Jeśli nie patrzymy na dziecko sercem i nie potrafimy łagodnie i tylko odnośnie tego, co zadziewa się tu i teraz, a krzyczymy, pouczamy, rozkazujemy i ogólnie bardzo atakujemy (dopiszę tylko że kontrola i nadopiekuńczość to też forma agresji), to na pewno coś sobie „ugrywamy” z kimś innym.
Analogicznie oczywiście jest z osobami dorosłymi, z którymi jesteśmy blisko. To mąż, żona, partner/ka, przyjaciółka wchodzi w rolę opiekuna, mamy, taty itd.
To taka refleksja na szybko z rana.
pozdrawiam serdecznie
Joanna