– „Służę uprzejmie moją osobą” – zaofiarowała się pisarka, jak zwykle znienacka zjawiając się za moim lewym ramieniem. Lewym. Akurat lewym. Lewą stronę utożsamiam z tą od serca i kiedyś nawet jako dziecko miałam plan, by podawać lewą rękę, tym co kocham, a prawą tym, co mniej. A ona właśnie zza tego lewego ramienia stale wyskakuje. Złość mnie ogarnia za każdym razem, bo mam wrażenie, że coś sugeruje.
– „Jabłko możesz mi dać lub zjeść sama. Szkoda go tak obijać” – pisarka dokończyła nieco zrzędliwie jak na nią. Ciekawe, gdzie wyparowała jej nieskazitelna empatia, wykluczająca nawet lekkie doradzanie?
– „Nie mogę” – zbyłam ją. Patrzyłam ledwie widzącym wzrokiem przed siebie, trzymając rumiane jabłuszko w dłoni jakieś piętnaście centymetrów nad stołem i spuszczałam je na blat.
– „Co robisz?” – pisarka zdawała się być zaniepokojona. Ja zaczynałam być poirytowana, że przerywa mi tę absorbującą mnie wyjątkowo czynność. Chyba właśnie to moje nietypowe jak na mnie skupienie na bezproduktywnej z pozoru czynności tak ją strapiło.
– „Wizualizuję pewną życiową myśl” – powiedziałam i wyszczerzyłam zęby w zaskakująco nawet dla samej mnie idiotyczny sposób. Waga myśli dotarła do mózgu, który nie wiedzieć czemu pomylił reakcję mimiczną i zamiast zadumy wciągnął na twarz emotyczny (kojarzycie który) wyszczerz.
To pisarką zbiło już całkiem z tropu. Zlitowałam się, choć życiowa myśl, która wyszczerzyła mi twarz i spowodowała jednostajny ruch opuszczania i podnoszenia jabłka, litowanie się wykluczała.
– „Słucham, słyszę, szanuję, troszczę się o moje uczucia i stojące za nimi potrzeby emocjonalne” – jabłko spadło. Pisarka zastygła i zaniemówiła.
– „Podążam za swoimi uczuciami i potrzebami, choćby wydawały mi się najdziwniejsze na świecie” – jabłko w dół. Pisarka nadal w zaniemówieniu z wrażenia.
– „Przestaję oceniać siebie, innych i to – co życie mi przynosi. Biorę wszystko, co mi się przydarza jako coś, czego mam doświadczyć”. Jabłko bęc. Pisarka dalej nic. Choć wychwyciłam chyba gwałtowniejszy ruch fal mózgowych. Jakby nagle zamieniły się w sejsmiczne, tuż przed erupcją wulkanu.
– „Wszystkie doświadczenia przyjmuję z pokorą jako lekcje życiowe, z których mam się czegoś nauczyć”. Tu zawahałam się i przytrzymałam jabłko dłużej w dłoni. Pomyślałam: „Tu może nie być ze mną tak łatwo.” Upuściłam jabłko. Wzrok pisarki potwierdził, że jej mózg zaczął pracować bardziej normalnie i że podziela moje obawy, znając jakże oporną na życie moją osobę.
– „Przyjmuję, że rozczarowanie jest nieodłącznym elementem tego jakże uciążliwego dla mnie żywota.” – wyartykułowałam i jabłko stuknęło o blat. Pisarka drgnęła.
– „Wnioskuję i godzę się z tym, że mam prawo, a nawet obowiązek decydować kto i co jest obecne w moim życiu.” – Jabłko o blat. Pisarka drgnęła raz drugi i jej usta lekko rozwarły się w zdziwieniu.
– „Akceptuję, że nie będę już grzeczna, przykładna, ułożona, cicha, zlewająca się z tłem, cierpliwa, bo niestety mam coś innego w genach”. Jabłko spadło, wraz z kolejnym centymetrem szczęki pisarki.
– „Przestaję obwiniać innych o swoją sytuację życiową”. Jabłko o blat, szczękę pisarka złapała w dłoń, zamiast jabłka. Szczękę, która coraz bardziej mechanicznie podążała za kolejnym ruchem jabłka w dół.
– „Mam pełny wpływ na kształt swojego życia” – jabłko spadło na stół, a pisarka spadła z krzesła.
– „Ja..jaaka konnkretnie myśl wyjściowa to jest?” – pisarka wyjąkała, gramoląc się z podłogi.
– „Była: <kiedy jabłko dojrzewa, to spada>. Wizualizowałam sobie to spadanie z drzewa, kiedy nadeszłaś. A precyzując, to w tle majaczyły mi nie do końca zwerbalizowane myśli czy przeczucia raczej, że kiedy się dojrzewa, to opadają iluzje, złudzenia na temat siebie, ludzi i świata. Wie się już, kim się już na pewno nie będzie, czego się chce od życia, a co można sobie odpuścić i takie tam.”
Zerknęłam na pisarkę masującą obolały lewy pośladek i dodałam:
– „Tylko kto wizualizował, że kiedy ja dojrzeję, to Ty z krzesła spadniesz?” To pytanie polecało już trochę w powietrze, gdyż wychwyciłam, że zwróciłam się do pisarki per Ty z dużej litery. Pierwszy raz odkąd kwitnie nasz „cudowny związek”. Odruchowo upuściłam jeszcze raz jabłko na stół.
– „Szacunek raczej też wpisuje się w dojrzałość” – rzuciłam jak echo za dźwiękiem lądującego na blacie jabłka, zerkając kątem oka na pisarkę, czy zorientowała się w zmianie swojej sytuacji. Jeśli tak, to nie dała nic po sobie poznać. Wyglądało jakby z każdym kawałkiem jabłka, podgryzanego mi chyba nie do końca świadomie, trawiła wszystko, co powiedziałam. Szyderczo zaryzykuję, że sprawdzała, czy zgadza się to z przeczytanymi przez nią książkami. No co, że jej przez duże „Ty” powiedziałam, nie oznacza, że już całkiem zrezygnuję z przekomarzania się z nią. Nudno by było. A jedno wiem o sobie – nudy „nie zniesę” hahaha.

Dodaj komentarz