– „Te, pisarka! Gdzie się podziewasz?!Chono tu, koleżanko!” Wołam ją, bo chwilę się nie widziałyśmy. Poszła mamrocząc w moim stylu coś o ilości cukru w cukrze i tyle ją widzieli. Już nie wiem, czy lepiej kiedy jej nie ma, czy może warto ją mieć na oku.
– „Jestem tutaj.” – odpowiedziała i pierwszy raz użyła mojego imienia. Czyżbyśmy zaczynały traktować się serio?
– „Co porabiasz?” – pytam ot tak niby, skrywając rzeczywiste zainteresowanie, które sięga zenitu.
– „Wróciłam myślami do pewnego zdarzenia sprzed wielu lat.” – odrzekła spokojnie. Znów mnie złości, nie powie konkretnie, lecz rzuca zdanie, które wyzwala we mnie jeszcze większą ciekawość i irytację, że to ja muszę ciągnąć ją za język.
– „Wróciłaś i co?” Niech sobie nie myśli, że będą ją prosić, by opowiedziała. Dlaczego z nią jest wszystko takie trudne?
– „Boję się, że potraktujesz to jako niepotrzebne wracanie do starych spraw”
– „Pewnie tak. Skoro tak uważasz, to po co budujesz napięcie. Mam Cię prosić, byś raczyła opowiedzieć, co tam szanownej pani chodzi po głowie?!”
– „Po co tyle agresji od razu?” – pisarka chyba zniechęciła się do wynurzeń. Ok, może jestem dla niej zbyt surowa.
– „Wiesz, że nie lubię tego Twojego zagajania, lubię konkrety. Wróciłaś do pewnego zdarzenia. Rozumiem. Co to za zdarzenie i z jakiego powodu nurtuje Cię akurat dzisiaj?” – wyrzuciłam z siebie już trochę łagodniej.
– „Chcę byś zdobyła się ma szczyt swojej łagodności i delikatności.” – poprosiła bardzo smutno i spokojnie pisarka.
– „Dobrze. Mów” – co mi zależy. Smutna pisarka chyba gorsza od przebiegłej i wylegującej się na plaży.
– „Pamiętasz spacery z dzieciństwa, lody, śmianie, wygłupy, wynoszenie książek w plecaku, by je pochłonąć i wrócić po więcej, czarno-białą sukienkę w kwiaty, hymn o miłości św. Pawła i gimnastykowanie się wieczorami?” Pisarka spytała delikatnie, lecz wszystko, co powiedziała wywołało we mnie napięcie i zimno w całym ciele. Moja surowość stała się jeszcze bardziej surowa, jeśli to możliwe, a w głowie rozbrzmiał pojedynczy krzyk, a może wrzask: „To niesprawiedliwe!!!”
– „Tak, to niesprawiedliwe.” – pisarka powtórzyła niejako słysząc moją myśl. Ścierpłam. Tego tylko brakowało, żeby czytała w moich myślach, lecz w nano sekundę postanowiłam zająć się tym później.
– „Spacery do parku, lody gałkowe, które ona zjadała tak szybko, a później serdecznie śmiała się ze swojego tempa, patrząc, że ja mam nadal dwie gałki, a ona pochłonęła trzy z czterech. Pamiętam jej oczy, uśmiech i miłość w każdym słowie. Pamiętam, że zaraziła mnie miłością do książek. Pamiętam, że czekałam aż przyjedzie i znów wniesie do mojego świata mnóstwo ciepła, radości, uśmiechu, serdeczności, rozmowy czułej i zainteresowanej. Pamiętam, w jaki sposób zdrabniała moje imię…” – poczułam ucisk w dole brzucha i zaniemówiłam. Wszystkie spotkania z moją starszą o kilkanaście lat przyjaciółką wróciły w tym momencie. To nie pamięć wszystkich zdarzeń, lecz wszystkich uczuć. Radość, Szczęście, Miłość, Serdeczność, Współczucie, Dobro – tyle dobra w jednej osobie!
Popatrzyłam na pisarkę. Milczała zamyślona, z nostalgią podobną do mojej. Z tęsknotą równą mojej! Pisarka też ją kochała!
Ból ścisnął mnie w klatce piersiowej. Poczułam jakby zabolała mnie dziura w miejscu, w którym normalnie ma się serce.
– „Czy od tego czasu kogoś pokochałaś?” – zapytała pisarka niby od niechcenia. Podstępna żmija doskonale znała moc tego pytania.
– „Nie.” – odpowiedziałam. „Moje serce zostało na cmentarzu. Wtedy. Do dziś. Stoi tam samotne pod murem cmentarnym, jak ja wtedy stałam.” – odpaliłam jakbym informowała o najzwyklejszym incydencie.
– „Zostawiłaś serce pod cmentarzem?” – pisarka udała zaskoczenie. Przecież pisarkę nic nie powinno dziwić.
– „Ja? Nie. Samo zostało. Nie chciało ruszyć. Nie miało do czego, do kogo. Jedyny promień słońca zgasł wtedy wraz nią. Z nią odeszła Radość, Szczęście, Miłość, Serdeczność, Współczucie, Dobro i wszystko, co sprawiało, że moje życie miało sens, wszystko, co pozwalało mi żyć, przetrwać, czekanie na jej przyjazd co dwa tygodnie. Wiedziałam, że nigdy już nie przyjedzie. A raczej moje serce wiedziało, więc tam zostało.”
– „Zostawiłaś serce pod cmentarzem?” – pisarka powtórzyła głucho, zapatrzona w dal.
– „Co się dziwisz? Po co mi ono? Przestań się gapić tępo! Co chcesz tam niby zobaczyć w pisarskiej dali?”
– „Widzę serce. Stoi samotne pod murem. Mur jest biały. Serce jakieś zardzewiałe, szaro-bure, pokryte kurzem, poznaczone kroplami deszczu, dziurawe jakieś…”
– „Naprawdę je widzisz? No, trochę kiepsko wygląda z tego, co mówisz. Stoi tam jednak tyle lat na upale, deszczu, mrozie, pewnie auta je chlapią wodą z kałuż, bo droga tam nierówna…”
– „To dlatego tak się go wstydzisz.” – nie dała mi dokończyć. – „Pokazujesz tylko dzieciom, bo one nie widzą kurzu, brudu, zadrapań, rys i traktują nieszczęście jako jeden z równoprawnych stanów, one rozumieją i nie oceniają.” Pisarka zaczęła brnąć w rejony, które wzbudziły rozdrażnienie przez łzy.
– „Co Ci do mojego serca?!” – fuknęłam, garbiąc się i podnosząc gardę. W tym jestem dobra – co jak co, ale gardę potrafię postawić tak szybko jak wprawny bokser.
– „Przydałoby się tu czasem dla lepszego pisania…”- zaczęła pisarka wystudiowanie nieśmiało.
– „Stoi tam, to niech stoi. Widać mu dobrze. Czy to moja wina, że postanowiło tam zostać?! Samo tak zdecydowało. Zaparło się jak osioł! Utknęło. Oglądałam się za nim, ale ono ani drgnęło. Jakby je ktoś tam wmurował. No to poszłam. Wszyscy szli. Wołali mnie, popychali bym szła. Ile się miałam za nim oglądać.”
– „No wiesz, to chyba jednak Twoje serce. Tak chcesz do końca bez niego?” – pisarka nie odpuszczała.
– „Dało się tyle lat, pewnie jakoś przebrnę przez resztę.” – odburknęłam. Zaczęła mnie irytować ta rozmowa. Co jej do mojego serca. Pisała bez niego, znośnie było, po co ruszać, to co dawno nie ruszane. Z tą pisarką same utrudnienia. Wtrynia nos tam, gdzie jej nie proszą.”
– „Może z nim porozmawiasz?” – powiedziała oglądając paznokcie i udając niewiniątko.
– „Uuuszzz!!! I co jeszcze?!” – wybuchnęłam niespodziewanie nawet dla samej siebie. – „Może jeszcze pójdę je prosić, żeby wróciło?! Już z Tobą nie mam lekko i jeszcze jakiegoś starocia będę ciągnąć pod swój dach!” Dyszałam z oburzenia, lecz w tle czułam, że coś we mnie płacze. Pisarka nadal oglądała paznokcie jakby były najważniejsze na świecie i udawała, że nie ma nic wspólnego z tą niecną prowokacją.
– „Skoro tam stoi tak długo, to może mu dobrze i wcale nie będzie chciało wracać, ale zapytać możesz…” – popatrzyła na mnie jakby proponowała mi zapytanie przypadkowego przechodnia o godzinę.
– „To moje serce jest!! Kto tu ma lepiej wiedzieć, co to znaczy być czyimś sercem?! Chyba szanowna pańcia jest od tego. Po co mi pisarka, skoro ja mam ją uczyć, co to serce jest i jakie delikatne ono i po co człowiekowi w ogóle potrzebne?!” Wyrzuciłam z siebie chyba na jednym oddechu. Ciało drżało. A pisarka w najlepsze intensywniej zaczęła interesować się paznokciami. Ona! Ta, której paznokcie w życiu nie obchodziły.
– „No po co?” – pisarska bezczelność tej zołzy miażdżyła. Prychnęłam, wzdychnęłam, obróciłam się sztywno w lewo, w prawo, jak żołnierz podczas odprawy wart i wybiegłam, machnąwszy jeszcze ręką na tę jakże dzisiaj nieużytą zołzę. „Ja mam ją uczyć po co człowiekowi serce. Literatka za dychę. Chyba ta na wodę.”
Pobiegłam na przełaj. Chyba emocje sprawiły, że nie pamiętam kiedy i jak znalazłam się pod białym murem TEGO cmentarza.
– „Jesteś.” – wyrwało mi się ze ściśniętej bólem klatki piersiowej.
Serce stało oparte o murek, z założonymi rękami, z dokładnie tą samą zmrożoną miną, z jaką widziałam je po raz ostatni tamtego dnia. Dnia pogrzebu mojej ukochanej przyjaciółki, mojego osobistego Anioła.
Popatrzyło na mnie jakby nie wiedziało albo nie obchodziło je, kim jestem.
– „Jak Ty wyglądasz?! Popatrz na siebie. Zardzewiałe, szaro-bure, brudne, dziurawe, ochlapane wo…” – rzuciłam się mu na szyję i szloch zdławił dalsze słowa.
Serce tuliło się do mnie, szlochając przez zardzewiałe dziury: „Tak ją kochałam! Była całym moim światem. Nikt nie zauważył, że z nią zniknęło dla mnie wszystko. Byli tacy zajęci swoim bólem! Ale oni mieli siebie, a ja nie miałam nikogo. Byłam w tym bólu ostatnia jakbym nigdy nie była dla niej ważna. Jakbym była w tej ważności ostatnia. Oni! Oni zapchali miejsce miedzy mną a jej trumną. Tyle ludzi. Pierwsi. Przede mną. Oni wszyscy płakali, że odeszła z ich świata. Nie wiedzieli, nie chcieli widzieć, że wraz z nią odszedł mój cały świat. Z nią odeszła…”
– „Tak, wiem. Z nią odeszła Radość, Szczęście, Miłość, Serdeczność, Współczucie i Dobro” – weszłam sercu w słowo. Popatrzyło na mnie zdziwione. – „To Ty wiesz?” – serce patrzyło z niedowierzaniem.
– „A myślisz, że dlaczego Cię tu zostawiłam?” – odpowiedziałam ze zwieszoną głową.
– „Myślałam, że sama tu zostałam, że to była moja decyzja” – powiedziało serce.
– „Twoja jak Twoja. Chciałaś zostać, zaparłaś się, mnie pociągnął tłum. Było mi wygodnie. Bez Ciebie mniej bolało. W sumie można było udawać, że wcale nie boli… Poza tym stale kochałam książki, lody, gimnastykę i… no trochę brzęczałam jak ten cymbał. Wydawało mi się, że to wystarczy.” – wyznałam oblewając się rumieńcem wstydu.
Serce mrugało oczami. Cały czas tuliło do mnie niby chcąc lepiej słyszeć, co mówię. Od tego tulenia opadło z niego błoto, kurz, dziury zaczęły wypełniać się czerwienią, całe robiło się cieplejsze i cieplejsze. Nagle zreflektowało się, co się z nim dzieje i zaniepokoiło. Odsunęło się markotniejąc i zmieniając kolor na ciemniejszy, stłumiony czerwony.
– „Zostawisz mnie tutaj, prawda? Nie jestem Ci potrzebna? Pewnie przeszkadzałabym tylko?”
Objęłam je mocno i powiedziałam: „Wiesz, stęskniłam się trochę za Tobą. Dzieci Cię potrzebują, może znajdzie się także ktoś, kto nas pokocha, a poza tym wiesz ona powiedziała mi kiedyś, żebym zawsze patrzyła na świat przez pryzmat serca. Jakbym miała to robić, kiedy Ty tu a ja tam?”
Powoli oddalałyśmy się zamyślone od murów cmentarza: ja i serce, moje serce. A z dala patrzyła na to wszystko pisarka i zacierała zmarznięte od pisania ręce: „Może jeszcze zagości u nas Radość, Szczęście, Miłość, Serdeczność, Współczucie i Dobro…”
- To wychowanie
- Kiedy lenistwo wcale nie jest lenistwem