Prośby o zakup zabawki w każdym sklepie? Uporczywe i cichnące dopiero przy kapitulacji rodzica lub kończące się wybuchem złości po definitywnej odmowie? Warto przyjrzeć się: co naprawdę się kryje za potrzebą kupowania „wszystkiego” , jakie niezaspokojone potrzeby dziecka i w jaki sposób radzić sobie z wybuchem złości w odpowiedzi na odmowę rodzica, by wyciszać sytuację, zamiast eskalować.
Poczta. Piękne regały z książkami, bajkami, czasopismami, z którymi zafoliowano zabawki. Wszystko się podoba. Siedzę i z uśmiechem, chwilami z przekorą, to z żartem, na razie z pełną akceptacją, że synek chce, a ja jako rodzic mam pełne prawo zdecydować, że nie – odmawiam. Odmawiam bajki z dinozaurem, z czymś nieokreślonym, z jakimś klejem czy pastą, bajki z Peppą (ciekawostka, o Peppa u nas nie była lubiana). Odmawiam kolorowanki jednej, drugiej. Odmawiam kolejny raz dinozaura. Pełno ludzi. Delikatnie, acz powoli dla mnie za często, rozlega się synka: „Mama, pleeeeaaase”. Między „pleeease’ami” drobne szantaże: „Jak mi nie kupisz, to ja…” – nie zapamiętałam konkretów. Wzbudzamy sympatię i wesołość w placówce. Czuję się kompetentnym rodzicem i duma rozpiera mnie, bo dzielnie i z cierpliwością radzę sobie z odmową na wiele sposobów. To jednak powierzchowność tej sytuacji, bo ja już wiem, że cała ta sytuacja do sygnał dla mnie, że coś poszło nie w tym kierunku, co trzeba i wymaga mojej większej uwagi.
ZAKUPOHOLIZM?
Niepokoi mnie fakt, że synek chce wszystko, co widzi. Bardziej jeszcze, że wyraźnie widać, że chce cokolwiek, byle tylko wyjść z zakupem. Przychodzi mi na myśl zakupoholizm i nadal dzielnie odmawiając, rozkminiam temat. Ok, zwyczaj wracania prawie codziennie z placówek przez sklep z ich tatą, na pewno mógł mieć wpływ na to, że teraz synek chce kupować cokolwiek byle kupować. Liczę przez chwilę na to, że wróci do dinozaura, bo rzeczywiście je lubi (zobacz tekst <Słyszenie dziecięcego “NIE” a odmawianie>, o tym, co sprawia, że dziecko naprawdę czegoś chce). Niestety. Podchodzę do okienka, a synek ze mną i tym razem „podobają się” magnesy z Krakowem. Odmawiam po raz ostatni, całkiem już pewna: „Houston, mamy problem.”
ZŁOŚĆ W ODPOWIEDZI NA ODMOWĘ RODZICA
Kiedy na poczcie była jeszcze nadzieja, że się ugnę, uczucia synka były pozytywne. Myślę, że do końca wierzył, że coś kupię. Zdarzało się tak – mea culpa. Czasem też kupowałam coś „dla świętego spokoju”, „bo tata mu kupuje, to ja też od czasu do czasu mogę, by nie być tą, co nigdy nie kupuje”. Usprawiedliwiam się tym, że nie było we mnie miejsca psychicznego, aby zobaczyć problem. Wychodzimy i sytuacja zmienia się diametralnie. Synek wpada w złość: „Jesteś najdurniejszą mamą na świecie. Ty durno (piszę, jak powiedział i przyznaję, że nie mam pojęcia, skąd to „durno” do nas przywędrowało) mamo”. Idę obok i ze spokojem, który zaskakuje mnie samą, odpowiadam: „Cieszę się, że tak mówisz. Jeśli mam być durna z tego powodu, to mogę być taka durna częściej, bo wiem, że jestem teraz dobrą mamą”. Synka złości moja odpowiedź. Brakło w niej akceptacji jego złości w odpowiedzi na moją odmowę (przypomnę, że akceptacja dziecięcego „chcę” jest ważna, lecz równie ważne jest przyjęcie złości, smutku – wszystkich uczuć związanych z odmową). Synek złości się coraz bardziej, lecz dla mnie akurat teraz ważne jest znalezienie przyczyny jego „zakupoholizmu”. Robię „rachunek sumienia”, szybką retrospekcję z ostatnich kilku miesięcy. Sytuacja nie wyglądała różowo.
CZY NADAL MNIE KOCHASZ?
Uderzenie piąstki i kolejny „komplement”: „Ty, durno mamo” działa jak piorun olśnienia. Moje dziecko poczuło się niekochane, bo nie kupiłam mu niczego. Czym było kupowanie czegokolwiek w każdym sklepie? Okazywaniem miłości… Gasnę przytłoczona smutnym wnioskiem, lecz jednocześnie pochylam się do synka. Biorę w swoją rękę jego rączkę, drugą ręką zagarniam jego całego do przytulenia, mówiąc: „Zezłościło Cię, że nie kupiłam Ci zabawki. Chcę, żebyś wiedział, że bardzo Cię kocham. Kocham Cię nadal, mimo iż nie kupiłam Ci zabawki.” Patrzę w oczy, aby mieć pewność, że mój komunikat dociera. Powtarzam jeszcze raz, że go kocham. Dociera. Synek odsuwa się na długość ręki, lecz już z uśmiechem przekory. Po chwili równa ze mną krok i idziemy spokojnie do domu. W mojej głowie już jest zatwierdzone wyzwanie:
1) zaspokoić potrzeby emocjonalne synka (zbiorniczki jak widać się opróżniły i wskoczył substytut), choćby przez częste bycie z nim w tu i teraz,
2) omówić tę kwestię sam na sam z tatą synka – pokazać skąd się wziął i na czym konkretnie polega problem,
3) zminimalizować wizyty w sklepach po wyjściu z przedszkola, zastąpić je prawdziwym, jakościowym byciem dla dziecka i z dzieckiem.
Co się już dzieje i niech się dzieje dalej.