Potępiające spojrzenia, mówiące, żebym w końcu uspokoiła synka i niezadowolone miny to efekt jazdy autobusem miejskim z wrzeszczącym niemowlęciem. A mój dziesięciomiesięczny potrafi już płaczem przechodzącym we wrzask pokazać swoje niezadowolenie. Wiem, że był zmęczony, bo atrakcyjny spacer nie dał mu zasnąć. Wiem, że mu było gorąco, a tego nie lubi. Jednak to, co naprawdę spowodowało niezadowolenie, to niemożność dotknięcia czerwonego świecącego przycisku z napisem „STOP”. I mogłam dwoić się i troić, pokazywać „dyżurne”, „spacerowe” zabawki, zagadywać, poklepywać, huśtać i cisiać. Młodszy się uparł na ten przycisk. Jeszcze w ferworze walki o dotknięcie tego kuszącego przycisku, trącał Starszego, który zaczynał się o to pieklić. Śmiać mi się teraz chce i płakać jednocześnie na wyobrażenie, jak ta sytuacja musiała wyglądać okiem pasażerów.
Zastanawiałam się w pewnym momencie, czy nie wysiąść wcześniej i dojść na nogach. Przesiąść się nie było za bardzo gdzie. Pomyślałam jednak, że po pierwsze – nie dam satysfakcji nikomu, kto chce usunięcia dzieci z przestrzeni publicznej. Po drugie – Młodszy był po prostu niezadowolony i na razie w ten sposób potrafi i może (bo przecież jeszcze nie mówi) tę frustrację okazać. Mąż zagotował do czerwoności, widziałam błyskawice z oczu. Mi było trochę wstyd, że może ktoś pomyśli, że nieudolna matka nie umie uspokoić dziecka. Jednak wyszłam z autobusu – z ulgą to oczywiste, ale też ze spokojem i myślą, że nie mam do Młodszego pretensji. Niedługo nauczy się wyrażać niezadowolenie w inny sposób. W międzyczasie pewnie przerobimy jakieś gryzienia, bicia czy inne ekscesy, jednak patrząc na Starszego wiem, że z nasze podejście na dłuższą metę przynosi owoce. Co dziś osiągnęłam? Dziś wytłumaczyłam, że przycisk jest na wyjątkowe okazje i chyba w tym punkcie niewiele, bo to dla dziesięciomiesięcznego zbyt duża abstrakcja. Nie jestem wprawdzie tego w stu procentach pewna, bo wiem, że dużo rozumie, ale biorę poprawkę, że był zmęczony, było mu za gorąco i się nudził, więc mogło nie dotrzeć. Dojechaliśmy do końca, a więc pokazaliśmy mu, że tak czy owak do domu trzeba dojechać, że to priorytet. A ludzie raz – szybko zapomną, a dwa oswoją się w dziećmi w miejscach publicznych. Niech się oswajają chociaż z tym, kiedy drugi biegun, a więc umieranie ukrywa się w specjalnych ku temu miejscach.