A czasem wali w pysk i to mocno. W wybrane obszary? Hmm… Kto do mnie z tym przychodzi, zwykle twierdzi, że uderza po całości. We wszystko. Leci zdrowie – ćwiczenia, zdrowe odżywianie nagle okazuje się, że na nic się zdały. W pracy – choć świetnie szło bądź się zapowiadało – nagle coś nie wypala. Ktoś zachoruje albo wycofa się z kontraktu z przyczyn obiektywnych, lecz… uderza to w nas, w nasze plany, nasze zamierzenia. W rodzinie – było tak poukładane i znowu nie wiadomo, dlaczego kłótnie, nieporozumienia, nie wiadomo, kto kogo i o co się czepia. W związku? Być może w jedynej do tej pory oazie spokoju – zaczyna coś przeszkadzać, nie działać. Wszystko się sypie. Jednocześnie albo po kolei.
NIEPRZEROBIONE KWESTIE ROZWOJOWE
Nie wiesz, co się dzieje. Przecież starasz się tak bardzo utrzymać dotychczasowy stan rzeczy. Bum! I tu jest pies pogrzebany. Zamiast iść do przodu, przeboleć to, co już nieaktualne, co już z nami nie po drodze – skupiasz wysiłek na tym, by zatrzymać „przepływ”. To tak jakbyś chciał zatrzymać płynącą rzekę. I piszę w liczbie pojedynczej, lecz jest nas w tym wielu. W zasadzie tylko nieliczni godzą się z pokorą na to, co podsuwa im los. I tu nie chodzi o nie stawianie życiu oczekiwań, o unikanie wyzwań. Wręcz przeciwnie, o podejmowaniem tych, które sprawią, że pójdziemy naprzód. To zgoda na to, co los ma dla mnie, abym miała szansę przerobić te sprawy, które mi są potrzebne do wzrostu mojego człowieczeństwa. Jeśli jestem nieasertywna, przychodzą do mnie wyzwania z tego obszaru. Jeśli nie chcę brać odpowiedzialności, zmusza do niej. Jeśli nie chcę dorosnąć, daje wybór: dorastasz albo… czasem tracisz wszystko. Jeśli zależna od innych osób, życie stawia takie zadanie, które w tym obszarze pozwoli wzrosnąć. To jak dzień świstaka, tylko nie codziennie, a trochę rzadziej.
Jak widzisz, powody u każdego są różne i dotyczą innych sfer życia, choć sprowadzają się do wspólnego mianownika.
KIEDY ŻYCIE WALI W PYSK?
„No, dobrze” – ktoś powie – „Rozwój może jest dla Ciebie, ale ja się tym nie interesuję. Nie mam do tego predyspozycji, ani zacięcia.” Zgodzę się i nie zgodzę. Może i nie masz zamiłowania, lecz nie oznacza, że nie jest dla Ciebie. Czy chcemy czy nie rozwój jest dla każdego. Każdy człowiek jest na świecie po to, by coś dla siebie „przerobić”. I życie tak nam wszystko układa, byśmy mieli okazję zobaczyć to, co mamy jeszcze do zrobienia. Gdy nie chcemy patrzeć, zabiera nam coś, czego zabranie nas zaboli. Po co? Po to, aby zmusić nas do patrzenia. A my nie chcemy patrzeć i nie chcemy widzieć. Oj, nie chcemy. Wszystkie siły zmobilizujemy, aby tylko zostać w miejscu, w którym nam wygodnie. Życie więc zabiera dotąd, aż zaczniemy widzieć. A dlaczego nie patrzymy?
TU JEST TAK WYGODNIE I CIEPŁO
Dawno temu usłyszałam takie opowiadanie:
W przedziale pociągu jedzie kilka osób.
Osoba pod oknem stale wstaje, kręci się.
„Co pan tak nie może usiedzieć?”
„Od dawna jadę w przeciwnym kierunku”
„To dlaczego pan się nie przesiądzie?”
„Bo tu jest tak wygodnie i ciepło.”
Wszystkim nam bywa bardzo wygodnie. Lubimy wygodę. Nie lubimy zmian. Przywiązujemy się do ludzi, rzeczy, określonego, bezpiecznego stanu rzeczy. Tkwimy w osławionej strefie komfortu, z której wielu nie nigdy nie wychodzi samemu, lecz dopiero zostaje z niej brutalnie wyrzuconym.
WYPRZEDŹ ZMIANĘ
Każdy – kogo kiedykolwiek dopadła zmiana (lub czytał „Kto zabrał mój ser”) – wie, że czekanie aż ona nieuchronnie przyjdzie i nas wręcz „najedzie”, to opcja z najgorszymi konsekwencjami. Co zatem robić? Być czułym na wszelkie najdrobniejsze sygnały, że coś nam przestaje pasować, że coś nie działa, że np. wykonywana praca przestaje nam wystarczać, że od związku oczekujemy jednak czegoś innego. Przestać się oszukiwać i przyjrzeć się, co mogę z tym od razu zrobić. Przyjrzeć się z uczciwością wobec siebie, co jest do zmiany. Zmiana tak czy tak przyjdzie, więc lepiej po prostu ją wyprzedzić. Zawsze wcześniej są jej przesłanki, trzeba je tylko widzieć. Zamiast się użalać, jak to mi się nie darzy, patrzeć tam, gdzie intuicja podpowiada, że jest coś do zmiany.
Życie wali w pysk, ale nigdy bez powodu. Uprzedzę argument: czasem po prostu powodu jeszcze nie widzimy albo nie chcemy widzieć.