samolotLeżymy z Młodszym (20 miesięcy) na łóżku. Wieczór, po kolacji i kąpieli. Młodszy śpiący. Wierci się i kręci. Znajduje w pościeli, zostawiony tam chwile wcześniej przez Starszego samolot z włączanym dźwiękiem startu. Ucieszony zaczyna włączać raz po raz. Po chyba trzecim razie – zniecierpliwiona zapowiadającym się „wiecznym” usypianiem mówię: „Te., włączasz sobie samolot jeszcze raz i zabieram, bo trzeba iść spać. Umowa?” Młodszy kiwa głową na tak (kiwa głową na tak, kiedy rzeczywiście się z czymś zgadza. Jeśli się nie zgadza, trzyma nieruchomo głowę i robi minę, która jest najbliższa dla mnie udawaniu, że nie słyszy). Mamy zgodę. Włącza raz samolot. Mówię: „Te., puściłeś raz samolot, więc zabieram”. Wyciągam rękę, lecz Młodszy ucieka swoją ręką, żebym nie mogła sięgnąć. Mówię: „Te., mieliśmy umowę. Zgodziłeś się, że to ostatni raz.” Biorę jego rękę i wyciągam z niej samolot, mówiąc cały czas: „Samolot idzie spać. A my mieliśmy umowę, że bawisz się raz i odkładamy”. Kończę zdanie, a Młodszy w straszny płacz. Nóżki wierzgają mocno. Mówię spokojnie, nawet nie próbuję go przekrzykiwać: „Tak bardzo chcesz się bawić samolotem? Ojej, aż tak bardzo. Dam Ci samolot, tylko jutro rano. Dziś już trzeba iść spać”. Krzyk nadal. „Widzę, że bardzo chcesz samolot. Aż tak bardzo.” Cisza. Potocznie zachowanie Młodszego zostałoby nazwane próbą wymuszenia. Czym było dla mnie? Pokazaniem swojego zdania. Młodszy chciał jeszcze pobawić się zabawką. Zgodził się na jeden raz. Zna zawieranie umów, bo praktykujemy je ze Starszym i z nim też zaczęliśmy jakiś czas temu. Nie potrafił wyobrazić sobie, ile razy będzie jeszcze chciał się pobawić. Chciał jeszcze. Gdyby Młodszy umiał mówić pewnie zawarlibyśmy nową umowę na jeszcze raz lub kilka. To mi się kojarzy z wychodzeniem z imprezy. Ona jeszcze chce zostać, on iść, albo odwrotnie. Jeszcze jeden taniec i… no właśnie. Jest tak fajnie, że może jeszcze jeden. Tylko on naciska mocniej, bo ma dość, więc ona jest dorosła i markotnieje, może się irytuje, ale widzi jego potrzeby i wychodzi. „Trawi” szybko te uczucia i jest ok (albo kłótnia, jak coś jest nie działa w związku). Gdyby on był zwolennikiem porozumiewania się bez przemocy i wykazywał empatię, pewnie powiedziałby do niej: „Kochanie, widzę, że się świetnie bawisz. Bardzo chciałbym, żebyś jeszcze mogła sobie potańczyć, tylko dziś wyjątkowo boli mnie głowa/jestem zmęczony/ nie mam nastroju. Chcę iść do domu się położyć. Ta piosenka i wychodzimy. Następnym razem zostaniemy, ile będziesz chciała.” On zauważa i szanuje jej potrzeby. Rozumie je, lecz asertywnie mówi o swoich. No właśnie. Dzieci wszystko rozumieją i z nimi też tak działa. Takie postawienie sprawy uczy dziecko, że rodzic widzi i szanuje to, że ono czegoś chce, lecz że się na to w tej chwili nie zgadza, bo np. nie czas na to. To już procentuje w każdej kolejnej podobnej sytuacji. Polecam!

Ps. Jeśli chcesz posłuchać tego tekstu, zobacz Audiobook z tekstami z bloga.

Dodaj komentarz