Wychowuję bez karania, bez tłumaczenia, bez kazań. Zupełnie. I miód spływa na moje serce, kiedy myślę, jak genialnie wpływa to na dzieci i naszą relację. Na moje samopoczucie rodzica też. Mogę sobie spokojnie spojrzeć w lustro, że mogę uniknąć robienia dzieciom krzywdy. I wiem, że każdy rodzic czuje się ze sobą bardzo źle, kiedy karze dzieci, czy się sam przed sobą przyznaje do tego czy nie. Spytacie jednak pewnie, w jaki sposób dzieci dowiadują się, że coś zrobiły źle? Odpowiem w tekście.

DZIECI SĄ INTELIGENTNE

To paradoks, że większość z nas uważa się za inteligentne lub nawet bardzo inteligentne osoby, a jednak kiedy poruszany jest temat kar i tego, w jaki sposób dziecko zrozumie, że coś zrobiło w sposób niepożądany, okazuje się, że zaniżamy drastycznie inteligencję własnych dzieci. Sami szybko wyciągamy wnioski i oceniamy, że komuś zrobiliśmy przykrość, zrobiliśmy błąd. Kiedy jednak dziecko jest smutne, płacze, wycofuje się, kuli, czy daje jakiekolwiek inne sygnały w ciele i może werbalne, że wie doskonale, że coś zrobiło nie tak – uważamy, że dziecka reakcja to za mało i potrzebna jest kara….(!!!) Kara albo tłumaczenie, kazanie, wypominanie czy inne “przemawianie dziecku do rozumu”, tak jakby nie rozumiało. A dziecko im bardziej się przy naszym tłumaczeniu czy innych “wychowawczych” metodach kuli, to znaczy, że tym szybciej zrozumiało.

TŁUMACZENIE NA NIC. DLACZEGO? SAM/A POCZUJ

Jestem przeciwniczką wszelkiego rodzaju „tłumaczenia”. Tysiące razy słyszałam z ust rodziców: „Tłumaczę i tłumaczę i nic.” I kiedy słyszę to zdanie, to ogarnia mnie smutek i najpierw myślę: „Oczywiście, że NIC.” Następnie pytam: „A jak Pan/i się czuje, kiedy ktoś coś Pani/u tłumaczy i tłumaczy?” Najczęściej padają odpowiedzi: „Źle.”, „Głupi/a”, „Złoszczę się, bo zwykle rozumiem od razu i tłumaczenie jest zbędne.” i tak dalej i tym podobne. Dziecko czuje TAK SAMO. Od razu wie, że coś poszło nie tak. I jeśli masz wątpliwości, czy Twoje dziecko rozumie, o co chodzi z danej sytuacji, zrób najprostszy zabieg na sobie.

WEJDŹ W BUTY DZIECKA

To jedno z moich ulubionych ćwiczeń warsztatowych – postawić rodzica w butach dziecka. Skoro rodzic czuje w ten sposób w konkretnej sytuacji i drażnią go tłumaczenia, to dlaczego dziecko ma je lubić? Skoro na rodzicu wywierają odwrotny skutek od zamierzonego – tak rodzic zamyka się w sobie – to dlaczego dziecko tego rodzica ma być otwarte i nauczyć się czegoś przez tłumaczenie?
Podobnie z karami. Co czujemy, kiedy ktoś nas karze? Nawet teraz w dorosłym wieku, na przykład potrąceniem premii, odebraniem przywileju? Właśnie! „To niesprawiedliwe!” – zakrzykniemy. A dzieci są naszymi dziećmi i ludźmi! Jesteśmy w pewien sposób różni od siebie, lecz reakcje emocjonalne mamy analogiczne!

CZUĆ PRZYKROŚC I SKRUCHĘ – CZY TO NIE WYSTARCZY?

Nas – dorosłych bardzo często sama świadomość, że coś zrobiliśmy niewłaściwie potrafi przygnieść. Jesteśmy dorośli! Mamy o kilkadziesiąt lat dojrzalsze psychiki. Czy to mało dla młodziutkiej, niedojrzałej zupełnie psychiki przyjąć świadomość, że przewiniło coś wobec rodziców, których NIGDY nie chce zawieść?! Czy trzeba jeszcze torturować karą, która zwykle jest odbieraniem przyjemności niezwiązanej z przewinieniem?! Czy trzeba jeszcze torturować gadaniem, tym słynnym i tak bezskutecznym, jak modnym tłumaczeniem?

WIDAĆ, ŻE DZIECKO WIE, ŻE ZROBIŁO „ŹLE”

Rozmawiając o karaniu i innych środkach perswazji, często pytam: „W jaki sposób zareagowało dziecko?”. Odpowiedzi padają różne, w zależności od stopnia stosowanej przez rodziców tresury. Tak, drodzy państwo! Karanie, ale i nawet tłumaczenie, kazania, wytykanie i powtarzanie po milion razy to formy tresury. Bywa, że dzieci od razu boją się reakcji rodzica, ponieważ jego wcześniejsze reakcje były już „gwałtem przez uszy”. Im większy strach, skulenie, smutek, płacz, chowanie się, uciekanie, to już sygnał, że dziecko wie! Czasem dziecko reaguje na stres specyficznym śmiechem. On denerwuje rodzica, że niby dziecko sobie nic nie robi z tego, co zrobiło, lecz taka jest też forma maskująca strach czy poczucie winy.

I CO ROBIĆ? ZAAKCEPTUJ!

„Widzę, że jest Ci przykro, że…” – to akceptacja. Tak! I tu ona jest najwłaściwsza, zamiast kary czy wymienionych wyżej tortur pseudo -wychowawczych. Od akceptacji, która daje ulgę dziecku obciążonemu powagą sytuacji, wychodzimy do rozmowy, w jaki sposób można zadośćuczynić. I czasem można, a czasem nie. I nawet jeśli nie, to bądź spokojny, te uczucia u dziecka już WYSTARCZĄ. Ta świadomość wystarczy. Tak jak Tobie, tak i Twojemu dziecku. Nic więcej zwykle nie trzeba. Raz na ileś może potrzeba pokazać lub powiedzieć, że coś można inaczej zrobić. Lecz i to bardzo ważne – nadal bez tłumaczenia! Udzieleniem krótkiej informacji. Koniec i kropka.


Dodaj komentarz