„Te, pisarka!” – zawsze trzeba ją wołać. Jest jak kot, łazi swoimi drogami, nie wiadomo, gdzie znów przycupła (Oczywiste, że nie przycupnęła – brzmiałoby to zbyt wykwintnie i pisarsko. W <przycupła> mieści się tyle pogardy, że można mlaskać i ciamać (hihi – kolejne trafne słowo) prawie się tą pogardą jak czekoladą oblizywać) lub rozłożyła swój pisarski zadek.
– „Literacka łajzo, gdzie do jasnego pioruna jesteś?!” – dobra, pojechałam po bandzie. Teraz z tydzień nie wyjdzie. Pewno pręży pisarskie boskie ciało gdzieś znów na Pago Pago i marzy – niby za mnie – o pakerosku. Ha ha ha! Czy pisarka to nie powinna marzyć o jakimś smutnym inteligencie, bujającym w chmurach, na… he he także bujanym fotelu? No, albo chociaż o chłopcu w stylu Hłaski w oparach papierosowego dymu ulubionej kawiarni – takiej snobistycznie pisarskiej, spowitej oprócz dymu jeszcze nutami jakiejś smętnej muzy? Haha! Tej się pakerek marzy! Skąd ona wytrzasnęła taki pomysł? Sama raczej średnio wyspecjalizowana w sportach ekstremalnych. Nie widziałam, by wyrywała się z odwagą do aktywnego życia. Na siłowni była raz, ale przesiedziała zagadując koleżankę. No, dobra marzy o żeglowaniu. To fakt, ale daleko jej do tego jak mi do Oskara. Siedzi zwykle pogrążona w nostalgii… Hmm czy aby na pewno? Co ja właściwie o niej wiem? Wrzucam ją z znany i oklepany kanon pisarskiego wyglądu i stylu bycia, lecz czy aby na pewno to o niej? Właśnie! Ostatnio wpakowała swoje pisarskie dupsko na moje ukochane Pago Pago, popijała mojito z parasoleczką w drinkówce. Hmm… Z tą parasoleczką to już lekko przesadziła. Paniusia się znalazła. Cameron Diaz z <Wybuchowej pary> zgrywa. Strój kąpielowy ubrała. Modny nawet. Figura jak na pisarkę zdecydowanie za dobra. Czy nie powinna wałeczków tłuszczu w rozciągniętym swetrze skrywać? Coś tu nie gra. Muszę ją podpytać. Przecież <przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów…> Właśnie. Właśnie. Kolejne powiedzonko mówi, że warto zabezpieczać tyły. W jej przypadku lepiej dmuchać na zimne i każda przezorność wskazana. Podejrzana jak Marysia w <Poszukiwany, poszukiwana>. Ile jest pisarki w pisarce? Do diaska. Pora się dowiedzieć.”
– „Te, pisarka, zaszczycisz mnie dziś swoją szanowną obecnością?” – pytam bezczelnie, lecz mniej pogardliwie niż zwykle. „Ciekawa sprawa z nią. Gdzie do diaska się podziewa. Aż mnie swędzi język z ciekawości i chyba zwoje mózgowe. Haha! Z tego wszystkiego sama sobie pojechałam tekstem. No, kto jak kto, to ja zwoje mózgowe mam nie od parady, no a ona… Hmm… hmm…hmm. Co by o niej nie powiedzieć. Pisać potrafi. Skryta jednak jest. Hmm… ok, ciężko było się u mnie stać otwartą. To fakt. Cud, że przeżyła w takich warunkach. To muszę przyznać. W piosence <Dziewczynka>: <Nie zabij jej> można w przypadku tego, co zrobiłam pisarce napisać: <Zarżnęłam ją> i racja <te ideały, co dziwnie staniały> tak, zrobiłam jej to i jeszcze więcej. Na jej miejscu nigdy bym nie wyszła. W sumie mój ulubiony znajomy odratował ją kilka razy, bo źle było. No, ale dobra, teraz to wygląda na <Pisarka reaktywacja>. Tylko gdzie się podziała? Na pewno przyczaiła się gdzieś, jak wtedy gdy obraziła się za publikowanie naszych rozmów. <Przyczajona pisarka, ukryta zołza>. Hmm… teraz się zastanawiam, kto tu się lepiej na filmach i muzyce zna. Może wydawało mi się, że to ja. Tytułami tu sobie sadzę, pękając z dumy, jaka to obeznana jestem, ukulturalniona, a ona realizuje po kolei w swojej pisarskiej wyobraźni poszczególne, w dodatku moje ulubione sceny. I to nie do końca wiadomo, czy za czy przeciw mnie. Hmm… Nie chce wyjść na zwykłe pogardliwe zawołanie, spróbuję czegoś innego”.
– „Pisarko, moja szanowna wewnętrzna wrażliwa części” – niechciana, niekochana, zbędna, przeszkadzająca i pogardzana przemilczę.
– „Gdzie jesteś?” – nie dość, że tyle z nią kłopotu, to jeszcze wtedy, gdy nareszcie chcę się nią zainteresować… No dobra, nie tak bezinteresownie jakby pewnie pełna nawet tanich ideałów pisarka mogła chcieć. Ona trochę może jak dziecko jest. Takiej uwagi by chciała, jak to rodzice empatyczni swoim pociechom dają. No cóż… Nie mogę od siebie wymagać zbyt wiele. Nadmiar empatii…”
– „Nie istnieje coś takiego jak nadmiar empatii” – spokojnym i rzeczowym tonem powiedziała nagle pisarka.
– „Oż Ty, byłaś tu cały czas?!” – dziwne uczucie, kiedy okazuje się, że obgadywana w myślach pisarka siedziała mi cały czas jak sokół na ramieniu.
– „Tak, ciekawie się słuchało Twoich dywagacji na mój temat.” – powiedziała nadal spokojnie i pewnie pisarka.
– „I nie obrażasz się? Nie postanawiasz ukryć się i odmawiać współpracy w mało literackich przedsięwzięciach?”
– „Widzisz, nie. Siedzę tu sobie, słucham i słucham i jedna – także Twoja ulubiona – piosenka rozbrzmiewa mi w głowie.”
– „Dajesz, co za piosenka? Ja niby lubię tę samą, co Ty?” – naciskam najeżona. „Nie dość, że podsłuchiwała tu cały czas, to jeszcze postanowiła się nie obrażać. Coś nowego. Jak śmie tak mnie zaskakiwać?! I jak tu taką kontrolować?”
– „Znasz ją doskonale od dwóch dekad co najmniej. Szczyciłaś się śpiewaniem jej w trudnych sytuacjach, w których postępowałaś nie tak wspaniale jakbyś chciała. Przyznam uczciwie, że nie mam Ci nic do zarzucenia, bo byłaś ok, lecz Ty od siebie za dużo wymagałaś: <Pani Sama Sobie Sterem Żeglarzem Okrętem…”
– „Budujesz napięcie, jędzo przebiegła” – wysyczałam z jadem. „Gadaj, zamiast wycieczki do lektur szkolnych urządzać”.
– „<Pogardzasz pisarką, bo tak Cię wychowano…> Kojarzysz to z czymś?”
– „Oczywiście. T.Love <To wychowanie>” – odpowiadam zamyślona. „Pojechała mi. Na ambicję weszła. Na smutno. Bez wkurzania mnie. Do myślenia dała. Pod włos wzięła. Hmm… kto tu kogo rozpracowuje i po co?”
– „Odejdźmy zatem każda w swoją stronę” – rzekła pisarka, tajemniczo przekręcając dla swojej potrzeby – moim sposobem – cytat nadal tej samej piosenki. I poszła, mrucząc pod nosem:
– „Ile cukru w cukrze białym, brązowym, a może cynamonu w cynamonie?” – Co nawet mnie rozśmieszyło, bo było to totalnie w moim – szyderczym prześmiewajsko drwiącym z codziennej rzeczywistości – stylu.
„Co się z nami dzieje? Groźnie nad wychwalonymi wcześniej zwojami zawisło słowo: integracja”.