Wychowanie bywa pojmowane różnie. Pod jednym z moich postów pojawił się komentarz, który był wyrazem jednego z podejść rodziców do wychowywania i brzmiał: „Najlepszy efekt jest wówczas, gdy rodzice pracują nad sobą i nad dzieckiem”. Spotykam też wypowiedzi, w których ich autorzy deklaracji wychowawczych zachęcają tylko do “pracy nad dzieckiem”. Tak niestety jeszcze często pojmowane jest wychowanie. Jestem temu podejściu zdecydowanie przeciwna. Powody negowania “pracy nad dzieckiem” i jej skutki dla dziecka w tekście.

„Praca nad dzieckiem” to dla mnie…

Pierwsza myśl, która się nasuwa dla dokończenia tego zdania to, że „praca nad dzieckiem” to tresura dziecka. Tresura rozumiana jako niszczenie charakteru dziecka tak, aby dziecko spełniało oczekiwania rodziców, ale i w konsekwencji innych osób. Tresura taka odbywa się z całkowitym ignorowaniem dziecka uczuć i potrzeb. Dziecko uczone jest, że ono liczy się tu najmniej, a inni i ich oczekiwania są najważniejsi. Dziecka zadaniem jest tu spełnianie obowiązków narzuconych przez dorosłych i wykonywanie bezkrytycznie ich poleceń. Kiedy dziecko dojdzie do punktu, w których wybierze takie zachowanie jako swoje, uznając, że ma zero szans z dorosłym, dorosły może pochwalić się, że jego efekty wychowawcze są wynikiem „pracy nad dzieckiem.”

Tragedia dziecka

Ten efekt wychowawczy uzyskany przez rodzica na skutek „pracy nad dzieckiem” napawa jednak ogromnym smutkiem. Rodzi pytanie: „Gdzie w tym wszystkim jest dziecko?!” Rodzic może chodzić dumny i chwalić się swoim efektem. Dziecko jednak zostaje tu zepchnięte do roli przedmiotu, bez uczuć, bez woli, bez praw, bez szans… Za tym efektem stoi ogromna tragedia dziecka. Tragedia wewnętrzna. Ta tragedia rozgrywa się w potwornym i najczęściej milczącym osamotnieniu dziecka. To dziecko uczy się o sobie i dostaje wzorzec traktowania siebie w sposób sprowadzający go do roli niewolnika zewnętrznego efektu kosztem swojego człowieczeństwa.

Konsekwencje w przyszłości

Jedynym pozytywnym i tylko pozornie pozytywnym skutkiem takiej tresury zwanej „pracą nad dzieckiem” jest pożądane przez dorosłych zachowanie dziecka. Kosztem jest zrujnowanie całego zdrowia dziecięcej psychiki na długie lata albo i na stałe. Skutki negatywne mogę wyliczać w nieskończoność. Podam największe: wzór, by traktować siebie jako przedmiot i z pozycji przedmiotu wchodzić w relacje; przyjęcie postawy, że dziecko NIE jest ok, za to inni są ok; totalna rezygnacja ze swojej indywidualności, stawianie wyżej celów innych osób nad siebie, swoje potrzeby (to wynika z uprzedmiotowienia), zniszczone granice wewnętrzne i zewnętrzne dziecka – emocjonalne, psychiczne, intelektualne i fizyczne; totalna zewnątrz-sterowność. Jak się spodziewacie za nimi idzie: stres, apatia, zagubienie, depresja, nerwice i wiele innych – w tym choroby fizyczne. I tu zostawiam miejsce na każdego indywidualne wnioski i refleksje. Pod rozwagę.

Dodaj komentarz