Zdarza się, że dzieci czegoś bardzo chcą. A dlatego że są dziećmi to okazują to na różne sposoby. Te sposoby są zwykle ledwie tolerowalne przez rodziców. Mają takie być. Tak to natura skonstruowała, że dzieci podświadomie doskonale wiedzą, jakie zachowanie sprawi, że rodzic nareszcie dziecko i jego potrzebę będzie zmuszony usłyszeć. Na szczęście można skrócić dziecka i swoje męki. Oczywiście pomaga w tym jakmówić.
Kiedy dziecko nie wie, czego chce
Starszy wstał nie w sosie. Zdarza się, że wybudza się z drzemki popołudniowej w złym humorze. Kopie wtedy, płacze, marudzi, nie wie, czego chce lub chce czegoś, czego akurat nie mogę mu dać i jest to powód do tzw. scen. Kiedy dziecko nie wie, czego chce, paradoksalnie, zamiast walczyć, by za wszelką cenę zdecydowało, czego chce, warto to po prostu zaakceptować. My – dorośli też czasem nie wiemy, czego chcemy i mamy do tego prawo. Dziecko też ma prawo nie wiedzieć, czego chce i nic nie trzeba z tym robić. Wystarczy przyjąć, że tak jest. Im więcej walczymy z tym, im większy brak zgody w nas na to, tym mocniej dziecko będzie chciało być z tym usłyszane i przyjęte.
Kiedy dziecko chce coś, czego nie mogę mu dać
Tym razem chciał oglądać „Pingwiny z Madagaskaru”, a miały się zacząć za ponad godzinę. Najpierw standardowo zaakceptowałam uczucia, mówiąc: „Ojej, chcesz już teraz oglądać pingwiny”. Później: „Aż tak bardzo chcesz JUŻ oglądać pingwiny!”. Starczało akceptacji na kilka minut i zaczynało się od nowa. Na granicy wytrzymałości, z głową trzeszczącą od ciągłego słuchania tego płaczliwego marudzenia, olśniło mnie, że to jedna z sytuacji, kiedy mogę zastosować inną metodę akceptacji uczuć:
Zamień pragnienie dziecka w fantazję
Moja akceptacja słowami, że synek chce oglądać i chce bardzo była chyba powierzchowna. Jakoś chyba sama nie czułam, że mam zgodę na to, że on chce. Pomysł, by zamienić pragnienie dziecka w fantazję pomógł mi też wewnętrznie zaakceptować dziecka pragnienie. Powiedziałam: „Gdybym mogła, to sprawiłabym, żeby było już tu – i mnie poniosło – milion pingwinów…” Cisza. Uśmiech. „Milion i wszyscy by tu byli…” – mówi Starszy. Ja: „Albo lepiej. Byłoby milion Skipperów. Milion Kowalskich. Milion Ricko i… i…” Starszy: „… i milion Szeregowych… milion Mortów… milion Julianów….” Wyliczanie trwało aż do goryli. Humor się poprawił. W spokoju dotrwaliśmy do rozpoczęcia bajki.
Taka właśnie jest moc akceptacji.