To było wszystko, co mieli. Dali mi to z miłości do mnie jako dziecka. Ja jednak nie widziałam jabłek zdrowych. Dla mnie liczyły się tylko te zgniłe. Widziałam 5 zgniłych jabłek na wierzchu i nie rozumiałam, oburzałam się na to, jak rodzice śmieli dać dziecku zgniłe owoce. Co to za dar? Wszystkie powinny być zdrowe i piękne. Jak oni śmieli? Na pewno mnie nie kochają! Muszą mi dać kolejnych 5, ale zdrowych jabłek. I poszłam do nich zgłaszać pretensje i żądać. Żądałam i żądałam.

RODZICE NIE MIELI WIĘCEJ JABŁEK.

Wszystkie, które mieli, te zdrowe i te zgniłe już mi dali. Kochali mnie jednak mocno i bardzo chcieli mi coś dać w odpowiedzi na moje żądania. Nie wiedzieli, że mi chodzi dokładnie o te jabłka. Nie rozumieli, co mają mi dać. Dawali więc wszystko, co im się wydawało, że może być tym, czego żądam. Czego żądam, lecz niekoniecznie tym, czego potrzebuję. Co uświadomię sobie później. Dawali i dawali, a ja byłam nadal niezadowolona.

KIEDY DZIECKO ŻĄDA WIĘCEJ I WIĘCEJ, RODZIC TRACI DO SIEBIE SZACUNEK

To swoisty paradoks. Można powierzchownie szanować rodziców. Nigdy nie urazić ich słowem, a jednak dostać informację zwrotną, że czują się nie szanowani. To mocno Hellinger’owskie i chyba tylko właśnie Bert Hellinger może przyjść z pomocą i to wytłumaczyć. Sam fakt, że dziecko jest niezadowolone z tego, co od rodziców dostało zaburza tzw. porządek brania i dawania, a rodziców pozbawia należnego ich szacunku za dar życia i trud wychowania. By przywrócić porządek dziecko powinno podziękować za to, co otrzymało i stwierdzić, że dostało wystarczająco, by poradzić sobie w życiu. To naprawdę wyzwala i skutkuje staniem się bardziej dorosłą, skuteczną i – że tak to ujmę – bardziej nagle wyposażoną w umiejętności, by podjąć się wyzwań, które do tej pory wydawały się nierealne do wykonania.

A co z faktem, że rodzice wyrządzili dziecku krzywdę?

DALI DZIECKU TO, CO NAJLEPSZE

Krzywda też wpisuje się w to, co mieli najlepszego i nam dali. Oni dali tyle, na ile potrafili dać. To, co dziecku wydaje się krzywdą, najczęściej rodzic robił po to, aby „wyrosło na porządnego człowieka”. Czy to usprawiedliwianie? Nie. To próba popatrzenia na relację dziecko – rodzic i na rodziców z pozycji dorosłego. Czy rodzice zdecydowaliby się na mnie, gdyby mnie nie chcieli i nie kochali? Czy wkładaliby tyle trudu, czasem szarpaniny w relację ze mną, gdyby potrafili inaczej? Każdy z nas jest człowiekiem. Rodzic też. Stąd u niego lęki, obawy, zamartwianie, może tendencja do perfekcjonizmu, za duże wymagania przy za małym wsparciu, może nadopiekuńczość, czyli wchodzenie tam, gdzie rodzica być nie powinno – w dziecka przestrzeń – z troski właśnie, z lęków o dziecko, o swój skarb. Stąd też może krzyki, a nawet bicie, gdy rodzicowi zależało, a przemawiało przez niego jedynie zmęczenie, może frustracja z nieumiejętności powiedzenia dziecku „NIE” tam, gdzie rodzic czuł „NIE”, a ze źle pojętej miłości mówił „TAK”, a później nie potrafił z tego wyjść z twarzą. Może to, a może jeszcze więcej.

A ILE TY DZIECKU DAJESZ?

Hellinger pisze, że rodziców się nie ocenia. Można jednak wejść w buty swoich rodziców, a łatwiej jest, gdy samemu już się jest rodzicem od jakiegoś czasu. Przyjrzeć się, czy aby na pewno Twój rodzic robił wiele według Ciebie złych rzeczy, bo Cię nie kochał, nie chciał, odrzucał. Czy Ty krzyczysz, bo nie kochasz? Czy Ty etykietujesz, bo nie kochasz? Czy ciężko Ci powiedzieć „przepraszam”, bo nie kochasz? Czy ignorujesz uczucia, bo nie kochasz? Czy nakazujesz, bo nie kochasz? Czy karzesz, bo nie kochasz? Czy…? Właśnie.

Nie bierz tego jednak za usprawiedliwienie i pretekst, by osiąść na laurach. Zdrowych jabłek w koszyku musi przybywać z pokolenia na pokolenie.

Dostałam od rodziców koszyk jabłek. Było w nim sporo jabłek zdrowych i trochę zgniłych… O ile wiem z opowiadań, w odczuciu moich rodziców dostałam więcej zdrowych jabłek niż oni. Gdy patrzę na to z tej perspektywy i próbuję ocenić, nie udaje mi się już. Nie potrafię. Widzę starania. Widzę zwykłych ludzi i ich walkę o to, by dzieci miały lepiej niż oni. Widzę, że choć starają się najlepiej jak potrafią, to normalnym jest, że popełniają błędy i czasem im nie wychodzi. A raczej wychodzi tak, jak na daną chwilę potrafią najlepiej.
Mi też wychodzi najlepiej, jak na tę chwilę potrafię. Czy wiem, ile dam swoim dzieciom zdrowych, a ile zgniłych jabłek? Chciałabym mniej niż mi moi rodzice. Robię wszystko, co potrafię, by tak było. I nie chciałabym być oceniana, bo wolę, by dzieci doceniły, że się na nie zdecydowałam, że ich pragnęłam, że się dla nich zmieniałam, że dla nich każdego dnia próbowałam BYĆ DLA NICH NAJLEPSZĄ MAMĄ – BO ICH MAMĄ.

 

4 thoughts on “Dostałam od rodziców koszyk jabłek. Było w nim 4 jabłka zdrowe i 5 zgniłych…”

Dodaj komentarz