Pisał o tym zabiegu Jasper Juul w jednej ze swoich książek. Kiedy ktoś w ten sposób mówi o sobie do mnie, czuję się od razu nieswojo i mam wrażenie, że szczera rozmowa się skończyła. Piszę o mówieniu o sobie w trzeciej osobie. To bardzo ważny znak szczególnie w relacji rodzic-dziecko. Co rodzic sobie tym niby błahym sposobem mówienia o sobie robi i jak to oddziałuje na dziecko opisuję poniżej.

ODCIECIE OD SWOICH UCZUĆ

Jakiś czas temu napisałam post, w którym moim pierwszym odruchem było napisać o sobie w trzeciej osobie. „Hudy tworzy” rozpoczęłam jakże zadowolona, bo jakoś tak ładnie zabrzmiało. Na szczęście sprawdziłam to głębiej i poczułam, że coś tu zgrzyta. Zastanowiłam się, co czuję, kiedy w ten sposób piszę o sobie i okazało się, że bardziej nie czuję. Mówiąc/pisząc o sobie w trzeciej osobie nie chcę poczuć! Tak, po prostu pisząc tak odcinam się od swoich uczuć. Mówię jakbym mówiła o kimś innym, kogo uczuć nie znam.

KIEDY MÓWIĘ O SOBIE W TRZECIEJ OSOBIE…

„Hudy tworzy” kryło za sobą lęk. Taki lęk dziecięcy, że nie potrafię, nie spodoba się, że ktoś zobaczy, że nie potrafię, że się dopiero uczę, że może nie powinna się z tym odsłaniać. To scheda z mojego wychowania. Jako dorosła osoba takie odkrycie traktuję jako cenną informację do pracy nad sobą z obszarem tworzenia w moim życiu i niechęci do poczucia tego, co trudne.
Kiedy jednak rodzic mówi do dziecka w trzeciej osobie dzieje się o wiele więcej. Weźmy taki przykład – żeby był brak dyskryminacji piszę o obu płciach. Zresztą słyszałam tak kobiety jak i mężczyzn, którzy tak mówili.

„MAMUSIA/ TATUŚ NIE CHCE, ŻEBYŚ SIĘ TU BAWIŁ/A.”

Słyszycie to? Może słyszeliście wiele razy w swoim lub cudzym wykonaniu? Jaki tu jest ukryty ładunek emocjonalny! Złość kipi i gotuje, zniecierpliwienie i irytacja, a może frustracja buzują gdzieś głęboko za maską ugrzecznienia. Zwykle wychłodzony, a może nawet zamrożony ton zaniepokoi tylko wprawne ucho, że jest tu spory rozjazd między tym, co rodzic czuje, a komunikatem, który wypowiada. I najczęściej to dziecko da odpowiedź temu brakowi spójności. Tak, dziecko wtedy najczęściej zupełnie odmawia zrobienia tego, czego od niego chce rodzic. Czasem nawet jeszcze bardziej zaczyna robić na przekór.

CO TAKI KOMUNIKAT RODZICA ROBI DZIECKU?

Dzieci odbierają nas na poziomie czucia. Zatem ujmując to potocznie: możemy sobie mówić. Dzieci odbierają to, co pod spodem, pod komunikatem. To raz. I byłoby fajnie, bo reagowałby tylko na tłumione przez rodzica uczucia. Niestety dzieci uczą się też, że trzeba odcinać się od uczuć! Uczą się, że ten rozdźwięk pomiędzy uczuciami a komunikatem to coś właściwego, skoro mama i/lub tata tak robią. To wzór trudny później do złapania u siebie. Jak każdy wzór radzenia sobie z uczuciami zapada głęboko i dopiero trudności w relacjach – także z samą/ym sobą zmuszają do jego zmiany. Ta oczywiście jest możliwa. Zatem co zrobić w takiej sytuacji, kiedy uczucia kipią w środku, a chcemy być poprawnymi rodzicami, którzy unikają krzyku i „wyładowania” na dziecku?

ZAAKCEPTUJ CHĘĆ DZIECKA I POWIEDZ, CO CZUJESZ, CZEGO CHCESZ I/LUB CZEGO CHCESZ UNIKNĄĆ

Akceptacja uczuć i/lub potrzeb dziecka to obowiązkowy wstęp do każdej rozmowy. Przykładowo: „Widzę, że bardzo podoba Ci się skakanie tutaj…”
Dziecko potrzebuje rodzica, który jest tylko człowiekiem. To znaczy, że po prostu czuje. Więź z dziećmi budujemy w oparciu o czucie. Zatem najlepiej, by komunikat do dziecka zawierał informację, co rodzic czuje.
Przykładowo: „Przeszkadza mi, kiedy skaczesz mi nad głową…
Po akceptacji można spokojnie postawić oczekiwanie: „Chcę jednak odpocząć i pomoże mi/ wolę, kiedy poskaczesz… i tu wskazujemy miejsce i/lub czas.
Mówienie o sobie w pierwszej osobie działa cuda! Spróbuj i daj znać, w jaki sposób dzięki temu zmieniają się Twoje relacje.

Dodaj komentarz