„Dojrzewa… ” – powiedziała moja kumpela ze studiów, wskazując głową w stronę swojej młodszej siostry. Jej nastoletnia wówczas siostra – wiele lat temu, kiedy odwiedziłam ich dom rodzinny – siedziała na fotelu w postawie i z miną, którą u mnie nazwano by fochem lub naburmuszeniem. Nie odezwała się do nas chyba w ogóle. Być może padło „cześć”. Nie pamiętam. Coś innego było ważne. ” Cierpi. Dajmy jej spokój” – dodała moja koleżanka i poszłyśmy do jej pokoju. Uderzyło mnie wtedy, że tak można podchodzić do czyjegoś samopoczucia. Nie reagować agresywnie czy z pretensjami, nie wyśmiewać. Rozumieć je współczująco i dać, co najbardziej potrzebne, a tu był to czas dla siebie. Ta scena została ze mną do dzisiaj i pracowała chyba we mnie przez te wszystkie lata.

Kiedy i na mnie przyszedł nareszcie czas, by spotkać się z moim wewnętrznym dzieckiem z różnego wieku i nastolatką, by odblokować to, co tam zamrożone, niedożyte mam takie dni, w których przychodzi do mnie ten „foch”, „naburmuszenie” i potężna potrzeba bycia w tym samej, nie odzywania się do nikogo przez godzinę lub kilka. To takie cudowne wiedzieć, że ten stan jest właściwy, pozytywny – wbrew powszechnemu demonizowaniu go i BARDZO POTRZEBNY. I że najwłaściwszym, co można zrobić to się sobą w tym stanie zaopiekować. Dać sobie wewnętrzną przestrzeń, by to się w psychice zadziało. To czas tak potrzebny, jak np. odpoczynek dziecku, które bolą nóżki przy skoku wzrostu. I to cieszy, kiedy się wie, że ma się do tego stanu prawo i prawo, by być w nim tylko dla siebie.

Powtórzę. Ten stan jest bardzo potrzebny. Bez niego nie staniemy się wewnętrznie, emocjonalnie, psychicznie dorośli. Dorosłe ciało tego nie gwarantuje. A po tym „fochu” przychodzi niejako skok w dojrzewaniu. Odwołując się do literatury psychologicznej integracja wewnętrznych części osoby. Integracja po dezintegracji, że sięgnę akurat do Dąbrowskiego i jego teorii dezintegracji pozytywnej (kto potrzebuje więcej wiedzy psychologicznej, to googlac sobie), bo mi się tu ładnie wpasowuje, a też nazwa ze słowem „pozytywna” dobrze oddziałuje na strachliwy wobec emocji umysł wielu. W moim wieku to integracja tych utkniętych w młodości części. U nastolatków to na bieżąco.

Wracając do tego skoku, który zachodzi po „naburmuszeniu”. Po nim reakcje są wyraźnie dojrzalsze – zaryzykuję stwierdzenie – że we wszystkich obszarach. Człowiek staje się radośniejszy, jego zrozumienie otoczenia większe. Ba! Interakcje z ludźmi swobodniejsze. Mówiąc najprościej, czuje się ze sobą o wiele lepiej, o wiele lepiej we własnej skórze, co wpływa na to, że z innymi również. Przekładając to na język rodziców nastolatków: nastolatkowie stają się znośniejsi dla otoczenia, ale przede wszystkim im jest na chwilę lżej samym ze sobą….do następnej dezintegracji. A przychodzą te dezintegracje w odstępach różnych. Warunkowane jest to indywidualnie wieloma czynnikami.

Zatem zachęcam do integrowania u siebie. Jak powtarzam często: lepiej późno niż później i lepiej późno niż wcale. Integrować u siebie, by potrafić rozpoznać ten stan u swoich nastolatków i dać im pełne zrozumienie i wsparcie.

Dla przypomnienia: AKCEPTUJEMY WSZYSTKIE UCZUCIA, NIE APROBUJEMY RANIĄCYCH INNYCH ZACHOWAŃ. Np. Kiedy nastolatek przeżywa ten stan dezintegracji i powiedzmy przy tym atakuje słownie rodziców, rodzeństwo, można powiedzieć:
„Rozumiem, że jest Ci źle/ cierpisz/ itp. Przykro mi, że tak Cię ten stan męczy. To jednak nie uprawnia Cię do atakowania innych”. To typ wspierającego komunikatu ze Szkoły dla Rodziców, która zaprocentuje w relacji z dzieckiem w każdym wieku.

I jeszcze: kierujemy się intuicją i znajomością własnego dziecka, by odróżnić, czy to ten stan czy zwykłe rozdrażnienie, zmęczenie, stres itp. Choć te inne stany też potrzebują podobnego wsparcia.

Dodaj komentarz