„Błędy! Błędy! Błędy!” – byliśmy raz świadkami, jak nauczyciel gry na pianinie powtarzał te słowa do swojego ucznia, który właśnie skończył grać. Niewprawne ucho laika nie usłyszało żadnego błędu. Tak jak sąsiedzi słyszący płaczące dziecko przy zasypianiu, nie widzą w tym nic dziwnego.
A ja się poczułam, jak ten młody pianista, kiedy ostatnio usypiałam w dzień Młodszego synka. W dzień jest mu o wiele gorzej zasnąć, mimo wyciszenia całego mieszkania. Wygląda na to, że się boi, że coś go ominie.
Z pierwszym synkiem było podobnie. Drugie dziecko i wydawałoby się, że powinno się już wszystko przewidzieć, a jednak nie. Młodszy przy obiedzie tarł już oczy, więc zaczęłam powoli przesuwać go w stronę łóżeczka. Najpierw jednak pożegnaliśmy babcię, lecz już samo robienie papa spowodowało, że Młodszy lekko się rozbudził. W sypialni był już Starszy z tata, którzy też szykowali się do drzemki, na razie dość głośno. Zostawiłam Młodszego z nimi, co niestety było fatalne w skutkach. Młodszy rozbudził się do reszty i poraczkował na mieszkanie, bawić się w najlepsze.
Był jednak już zmęczony i tarł oczy, więc zaniosłam go do łóżeczka. To zadziałało jak czerwona płachta na byka. Zezłościł się i zaczął się po prostu drzeć. Wzięłam na ręce i próbowałam mówić „ciiii” , poklepując delikatnie plecki. Poskutkowało, bo przestał płakać. Mówiłam, akceptując uczucia: „Trzeba się wyspać”, „Najpierw drzemka, później zabawa” itd., itp.
Kiedy jednak spróbowałam go odłożyć do łóżeczka, wrzask zaczynał się od nowa. Młodszy wstawał i wołał: „Ide, ide, ide” i odwracał głowę w stronę wyjścia z pokoju. Wiedząc, że to raczej jeden z gorszych pomysłów, skapitulowałam i postawiałam go na podłodze, żeby mógł iść znów do upragnionej zabawy.
Niestety płakał już tylko dalej i nie ruszał z miejsca.
To był sygnał, że wszystko zaszło za daleko. Synek nie panował nad swoimi uczuciami, one już wylewały się z niego niekontrolowanie. Wiedziałam już, że tylko ja mogę to opanować. Trzymając synka na rękach, przytuliłam go i delikatnie uspokajałam metodą opisaną wyżej. Szybko wyciszył się i usnął. Mi pozostał kac moralny, że dziecko się upłakało, bo za późno podjęłam się roli bycia mu sterem i kapitanem na statku płynącym do portu łóżeczko.