Pojawia się ostatnio wiele głosów, że dawniej dzieci dostawały klapsy i ludzie wyrastali na lepszych. Internauci piszą, że teraz rodzice nie biją i trzeba się przygotować na to, że to dzieci będą ich biły, bo im na wszystko pozwalają. Nie zauważają jednak, że klaps dawniej z reguły „wspierał negatywnie” słuszność jasno postawionych granic. Natomiast zachęcanie teraz do klapsów, kiedy większość rodziców cechuje brak konsekwencji i umiejętności wytyczenia dzieciom jasnych granic, jest zachęcaniem do aktów przemocy za własne rodzicielskie błędy.
Klaps kiedyś
To prawda, że kiedyś klaps nie musiał wyrządzać krzywdy. Piszę to z pełną świadomością. Było jednak spełnionych kilka BARDZO WAŻNYCH WARUNKÓW. Kiedyś rodzice mieli więcej czasu dla dzieci. Wychowywali je, spędzali z nimi wiele czasu, tempo życia było mniejsze. Rodzic miał czas z dzieckiem porozmawiać. Dzieci spędzały czas poza domem, na podwórku, w domach innych dzieci. Wydaje mi się, że wychowanie było pod wieloma względami prostsze. Reguły życia społecznego bardziej czytelne. Mądry był mądry, a głupi był głupi. Dobry – dobry, zły – zły. Prawie wszystkim dzieciom było wolno i nie wolno tyle samo. Rzadko zdarzały się wyjątki, gdzie rodzice mieli „większe ambicje”, żeby dziecko było grzeczniejsze. Dzieci jeździły na wakacje na wieś, na kolonie, obozy. Takie wyjazdy pokazywały w praktyce, dlaczego czegoś nie można robić. Rodzice uczyli swoim przykładem, bo nie musieli brać udziału w wyścigu szczurów, i życie dzieliło się na pracę do 14-15 i życie po pracy. Jeśli pojawiał się klaps, to był wyrazem troski. Kiedy dziecko czuło się kochane, klaps nie robił krzywdy, bo dziecko wiedziało, że był uzasadniony.
Klaps dzisiaj
Teraz rodzice nie mają czasu dla dzieci. Dziadkowie często mieszkają daleko od wnuków, nie ma rodzin wielopokoleniowych, w których jest hierarchia i babcia z dziadkiem wspierają młode małżeństwa. Rodzice pilnując pracy – bo muszą urobić na kredyt i poziom życia, który dyktują reklamy i programy telewizyjne, a także ulica – nie mają czasu dla siebie, a co dopiero dla dziecka. Nawet jeśli ktoś ma ilościowo dużo czasu, to niekoniecznie przekłada się on na jakość. Myśli rodziców krążą wokół internetu i bycia na czasie ze wszystkim. Dzieci są często z różnych powodów izolowane od rówieśników. Rzadko rodzice mają czas, aby spędzić choć pół godziny na zabawie z każdym dzieckiem z osobna. A mniej więcej tyle dziennie potrzeba, żeby zbiorniczki emocjonalne dzieci były napełnione. Przestawianie dziecka z kąta w kąt po pracy powoduje, że dziecko nie czuje się kochane, nie dostaje potrzebnej mu uwagi. Nie dostaje też jasnych komunikatów. Życia uczy je telewizja, internet i przedszkole czy szkoła, gdzie spotyka dzieci z niezaspokojonymi tymi samymi potrzebami.
Klaps dzisiaj wydaje się być pierwszą i jedyną formą przekazu. A rodzice nie zdają sobie sprawy, że ich klaps to nie pokazujący granice klaps ich rodziców, tylko wynikający ze zniecierpliwienia klaps otrzymywany przez dziecko za to, co oni – rodzice wobec dziecka zaniedbali. Taki klaps ma zastąpić dziecku czas i uwagę. Nie jestem zwolenniczką klapsów, bo choć dostałam ich w życiu zaledwie kilka, to każdy odebrałam jako niesprawiedliwy i upokarzający. Był już klapsem zmęczenia i zniecierpliwienia moich rodziców, którzy walczyli o utrzymanie dla czwórki dzieci w czasach transformacji lat 90. Wiem, że te klapsy niczego mnie nie nauczyły, że wyrządziły mi krzywdę i pokazały, że rodzice bardziej ode mnie kochają święty spokój. Jednak znam osoby, które mówią: „Wybiłem okno gdzieś tam i dostałem manto, ale wiem, że mi się należało”. Te osoby nie mają pretensji do swoich rodziców, bo wiedzą dokładnie, dlaczego dostały. One naruszyły wytyczone granice i zostały za to tak ukarane, bo rodzicom nie pozostał żaden inny argument (czego i tak zdecydowanie NIE POCHWALAM).
Jaki czas, taki klaps
Kiedy dorastało pokolenie obecnych 30-40 latków, przy mniej lub więcej, ale zaspokojonych potrzebach emocjonalnych, (bo czego nie dała mama, dała babcia, a czego nie dał tata, dał dziadek), jasno wytyczonych granicach (czego nie pokazali rodzice, wymusiło podwórko i wyjazdy wakacyjne) klaps nie szkodził. Taki klaps mówił: „Chcę dla Ciebie dobrze i na to się nie zgadzam.” „Nie rób tego, bo to niewłaściwe/ złe”. Przy niezaspokojonych potrzebach dziecka – PODSTAWOWYCH POTRZEBACH UWAGI, ZROZUMIENIA, kiedy dziecko czuje się niekochane, kiedy granice są niejasne, rodzicom w stresie i zabieganiu brak konsekwencji, klaps upokarza, odtrąca i mówi: „nie kocham Cię”, „Daj mi w końcu spokój”, „Zejdź mi z drogi”, „Rób tak, żebym Cię nie widział/a i nie słyszał/a”, „To mi przeszkadza, masz z tym skończyć”. Klaps klapsowi nierówny, prawda? Uzupełnienie: ten tekst NIE POPIERA dawania klapsów. Ma jedynie pokazać osobom, które deklarują w komentarzach na mojej stronie słuszność bicia, dlaczego w pewnych warunkach ten klaps nie szkodził.
Klaps zawsze jest naruszeniem godności drugiego człowieka, a ma jeszcze gorsze działanie, kiedy dzieci są niezauważane, zaniedbywane emocjonalnie, a ich uczucia, sprawy, problemy spychane na bok. Chcę pokazać, że jeden klaps, którego dostał ktoś mocno kochany przez rodziców, którzy dawali mu czas, uwagę i akceptację nie niszczył tak, jak klaps, który dziecko dostaje tak naprawdę za błędy rodziców. I ten ostatni jest tylko poniżającym, upokarzającym, odbierającym resztki poczucia własnej wartości aktem niszczenia małego człowieka, który nie otrzymał jasnych wytycznych, jak poruszać się w świecie. Osoby deklarujące słuszność wychowawczą bicia myślą, że klaps był narzędziem wytyczania granic, a to nie prawda. On był TYLKO argumentem siłowym za słusznością stawianej przez rodzica granicy. I żeby było jasne, tego też JESTEM PRZECIWNICZKĄ!
Zachęcam do przeczytania reszty bloga. W poszczególnych tekstach są odpowiedzi, jakie mam stanowisko.
Ten tekst miał stworzyć zamęt. Ten blog jest zbiorem tekstów, w których unikam dawania „gotowców”.
Uwielbiam pobudzać do myślenia. To Ty i każdy inny rodzic ma wiedzieć z głębi siebie, czy chce lub nie i dlaczego dać klapsa lub nie. Ja mogę tylko decydować za siebie i napisać (co zrobiłam w innym tekście), jaka jest psychologiczna, emocjonalna geneza dawania klapsów i że jest do pracy rodzica ze sobą.
Gratuluję, jesteś tu na razie jedyny, który zechciał pomyśleć. Niestety zatem mieścisz się w podanych przez Ciebie procentach, patrząc na moje statystyki.
A teraz proszę sam sobie odpowiedz, czy daję klapsy czy nie.
Pokolenie wersalkowych analityków, nie wnoszących żadnych KONKRETÓW tylko przelewających z pustego w próżne… Twoje wnioski do mojej wypowiedzi są na poziomie 12-to latka) i na końcu wielki uraz z złośliwością – żenada))
Uważam za nie potrzebne dyskutować z Tobą o czymkolwiek))
Twój komentarz natomiast jest zestawem obraźliwych, twoich subiektywnych opinii, które wyciągnąłeś po przeczytaniu jednego tekstu, a ten tekst bardzo cię zirytował, ponieważ nie dał gotowej wskazówki, co masz zrobić w relacji ze swoim/i dzieckiem/ dziećmi, by się z nimi dogadać. Musisz mocniej pomyśleć, a to wiele więcej wysiłku intelektualnego wymaga niż tylko wylanie steku obelg pod moim adresem.
A propos wylewania obelg i dawania ujścia swoim frustracjom – cieszę się, że opuszczasz to miejsce, ponieważ tutaj złością zajmujemy się konstruktywnie, a nie lejąc agresją werbalną w drugą osobę.
Wiem jednak, że konstruktywnie nie potrafisz – musiałbyś się zniżyć się ze swojego piedestału Wszystkowiedzącego Frustrata miotającego gniewnymi obelgami i pouczyć ode mnie. A że to by sprowadziło cię do poziomu zwykłych ludzi i odebrało narzędzie, którym się dowartościowujesz – oddajesz walkowerem całą dyskusję – bo wiesz, że masz w niej zero szans.
Pozdrawiam z mega wygodnego łóżka (wersalkę ostatnią wyrzuciłam dawno temu) i powodzenia w zmaganiach z dziećmi – szczerze! życzę im zmiany Twojego podejścia.
A i nick bardzo dużo mówi o tym, który go wybrał. Oj bardzo.