Synek podszedł do mnie i poprosił, bym pracowała przy komputerze, kiedy jego młodszy brat nie śpi. Miód rozpłynął mi się po sercu, bo pomyślałam, że troszczy się o brata i chce zapewnić mu zabawę ze mną. Okazało się jednak, że chodzi o to, abym dała Starszemu komputer, a zajęła się Młodszym. Kiedy Młodszy by usnął, grałabym ze Starszym w grę. Poczułam smutek, lecz teraz zastanawiam się, czy ten smutek jest zasadny. Kiedy dorastałam altruizm był bardzo popularnym słowem. Pojawiał się w tak wielu rozmowach i miał tak dobrą sławę, że w krótkim czasie postanowiłam, że będę prawdziwą, wspaniałą altruistką. Oczywiście, egoizm – jako jego całkowite przeciwieństwo (tak o nim wtedy myślano), był nie tylko niepopularny, lecz wręcz potępiany. Ja na pewno bardzo wtedy nie chciałam być nazwana egoistką. Nazwać za to kolegę egoistą, to była dopiero obelga 😉 Niestety, wychwalany altruizm okazał się bardziej niż chybionym pomysłem na siebie, a kolegom egoistom zaczęłam powoli zazdrościć postawy życiowej. Dlaczego? Altruista w potocznym rozumieniu stawia cudze potrzeby przed swoimi. Nie odmawia pomocy i przysług. Doskonały altruista wyrzeka się samego siebie, zawsze jest dla innych, do tego stopnia, że zacierają się granice jego osoby. Pomaga, pomaga, pomaga. Służy innym i … zostaje z niczym. No, nie do końca. Są „bonusy ujemne”: rozczarowanie, wypalenie, rozgoryczenie, może poczucie utraconych szans, zlania z tłem, niedocenienia itp. Nie ma nic, czym może się podzielić. Egoista zaspokaja najpierw swoje potrzeby. Dba o swój osobisty interes. Nie wyrzeka się siebie, lecz celowym zaspokajaniem własnych potrzeb, buduje to, kim chce być. Jest zadowolony z tego, kim się staje. Posiada wewnętrzne zasoby, którymi może i często chce się dzielić. Kiedy wyobrażam sobie moich małych chłopców jako dorosłych mężczyzn, to widzę ich jako zdecydowanych, pewnych siebie, wiedzących, czego chcą i pomagających swojej starej mamie, dzielących się chętnie. Wiem, że aby mieli taką postawę, muszę im teraz pozwolić na egoizm. Dać szansę zaspokoić prawie wszystkie potrzeby, aby mieli z czego dawać i czym się dzielić. To w ogromnym skrócie. Te założenia, jak zwykle tutaj, mają kilka obwarowań. Po pierwsze, zakładają ustalanie jasnych granic. Po drugie, liczenie się z drugą osobą w obrębie dobrze pojętej asertywności. Bo tak lakonicznie podsumuję: potrzeby są potrzebami a granice granicami – mają funkcjonować obok siebie, aby wszystko działało tak, jak trzeba.
- 45. Nie zatruwaj dziecięcego umysłu
- Nie to ładne, co modne