Stałam przy stole, krojąc ziemniaki na frytki. Zamyślona z delikatnym uśmiechem na twarzy. Uśmiech chwilami przechodził w rozbawienie. Cały czas miałam w głowie dźwięki muzyki elektronicznej płynącej z odtwarzacza wysokiej klasy auta. Deska rozdzielcza świeciła mi za złoto w oczach wspomnień. Tak zajęta krojeniem, obrazem i dźwiękiem w głowie, nie zauważyłam, że chwilami podjadam borówki amerykańskie, a chwilami – gdy kolejne porcje frytek są gotowe – frytki właśnie. Z lekkim zdumieniem złapałam się na tej czynności, lecz poczułam tylko większe rozbawienie. Tak się zamyślić? Ja? I to aż tak, żeby jeść mało pasujące do siebie rzeczy? Cóż… widocznie dieta Tancerki (borówki) pomieszała mi się z dietą mnie (grubiańskiej właścicielki Pisarki i Tancerki, jak również właścicielki sporej oponki dookoła brzucha) – skonstatowałam.
Wróciłam myślami do świecącej mi się w głowie deski rozdzielczej i bezwiednie zapadłam w zamyślenie po raz kolejny.
– “Hello, hello” – rozbrzmiało jakby z innej rzeczywistości. To głos Pisarki dotarł do mnie. Ocknęłam się na tyle, by rozmawiać, lecz nadal jakąś część mnie zostawiając w tamtych samochodowych klimatach.
Pisarka zerknęła na mnie zaskoczona moim rozmarzonym rozweseleniem.
– “W sumie to sprawa dla Ciebie” – rzekłam z uśmiechem. Pisarskie zdumienie sięgnęło zenitu, a mój uśmiech osiągnął rozmiar przysłowiowego banana i nawet zaczęłam chichotać.
Pisarka stała cała oniemiała ze zdumienia.
– “Przyznaję, że zmiana, która w Tobie zaszła naprawdę mnie zaskoczyła” – wydusiła nareszcie z siebie. Ubrana – jak to ona – jak ikona seksu z lat 80. – nawet cała zdumiona i zaskoczona wyglądała przepięknie. Westchnęłam tylko na to mimochodem sama do siebie, jak bardzo chciałabym tak wyglądać. Mężczyźni pewnie zakochują się w niej bez pamięci. Ech…. Ja też byłam do tych frytek ubrana jak z lat 80., tylko mój wystający brzusio z bluzeczki mającej go pokazywać, bardziej przyciągał wzrok niż cała stylizacja. U Pisarki odwrotnie. Wszystko harmonijnie tak, że stylizacja była częścią całości zwanej Pisarką, a nie czymś odrębnym, jak u mnie. Oczami wyobraźni zobaczyłam przystojniaków adorujących moją osobistą, przepiękną i pełną wdzięku Pisarkę. Jej to pewnie przytrafiają się same przygody w stylu ratujących ją z opresji Jamesów Bondów. Westchnęłam raz jeszcze, lecz moja historia – wracając mi do głowy – rozpromieniła moją twarz. Każdy ma takie przygody, na jakie wygląda. To chyba był mój najsensowniejszy wniosek na tę chwilę.
Pisarka patrzyła na mnie i kiedy ocknęłam się z zamyślenia, złapałam ją na pisarskim studiowaniu każdej myśli i emocji na mojej twarzy.
– “Pozwolisz, że dowiem się coś więcej? Widać po Tobie, że coś naprawdę porywa Cię w zamyślenie. To musi być pasjonująca historia”.
– “Pisarko, najbardziej bawi mnie chyba, że osoba, która zafundowała mi te “kłopoty” nie zdaje sobie sprawy, że sprawiła mi nimi prezent.”
– “Czyli to nie bieżąca sprawa?” – zapytała Pisarka.
– “Nie. To sprawa sprzed roku. Bieżąca jazda tym samym modelem samochodu przypomniała mi jedynie o tamtej historii.”
– “Rozumiem, że od razu mam pisać?” – upewniła się Pisarka.
– “Tak, zaczynajmy.” – aż podskoczyłam z radości, że to nareszcie moja historia nadaje się do opisania przez Pisarkę. Aż nadzieja zatliła się we mnie, że jeszcze będę tak wyglądać jak ona.
– “Dajesz!” – Pisarka użyła mojego ulubionego hasełka na zachętę.
– “W ubiegłe wakacje jeden znajomy – wtedy miałam nadzieję, że bliski i serdeczny znajomy – zaproponował mi wyjazd do miejscowości oddalonej około 200 km ode mnie do asystowania mu w pracy. Miasto słynie z jednego z seriali, więc ja – po sprawdzeniu w kalendarzu, że wszystko mogę luźno poprzekładać, zapakowałam się – jak to ja – na super wakacje z próbką pracy w innym zawodzie. Asystować przecież potrafię na medal, więc pakowanie napędzane ekscytacją i planami, jak to będę zwiedzać, wieczorami spacerować, bywać w restauracjach, trwało pięć minut.”
– “Kontynuuj śmiało… Czuję już tutaj coś w stylu: czym wibrujesz, to Ci się przytrafia. A wtedy wibrowałaś całkiem nisko, więc spodziewam się czegoś przynajmniej creepy” – Pisarka treścią była bezwzględna, lecz jej ton i spojrzenie było ciepłe i jakby już z góry współczujące.
– “Zgadza się, Pisarko. Tak zwane “schody” zaczęły się już przed dojechaniem do słynnego miasta. Otóż, okazało się, że tak naprawdę jedziemy …. – uwaga, uwaga – na jakąś wioskę oddaloną chyba z 30 km od niego. Dalej… Nie ma zarezerwowanego hotelu, a nocleg …. – jak myślisz? Tak, mam znaleźć ja.”
– “Pozytywny człowiek to taki, którego poślesz do diabła, a on wróci szczęśliwy i przywiezie tysiąc fotek” – Pisarka zacytowała jeden z obiegających internet tekstów, porozumiewawczo patrząc się na mnie znad klawiatury.
– “Tak, Pisarko, Twoja intuicja i znajomość mnie dobrze Ci podpowiada. Nie zauważyłam wtedy czerwonych lampek. Nie zauważyłam nawet, że trzeba się mocno wkurzyć, że wszystko jest inaczej niż w obietnicach.”
– “Diagnozę kogoś, kto tak robi pozostawiamy specjalistom, prawda?” – Pisarka nawet tę moją zasadę zastosowała tu bez zmrużenia okiem, choć doskonale czuła, że w tej historii będzie “gorąco”.
– “Zostawiamy. Z Twoją wiedzą jednak pokojarzysz dalsze symptomy w lot” – dopowiedziałam jakoś zgryźliwie. Ta zgryźliwość była zdecydowanie wobec właściciela owych symptomów.
– “Na miejscu okazało się, że klientka, u której miał pracować mój znajomy… jest moją fanką.” – ukłoniłam się tutaj na dwie strony głową, bardzo dumna, mówiąc to do Pisarki. – “Znała tego bloga, moje filmiki o wychowywaniu i książkę. To było bardzo miłe dla mnie, lecz spowodowało lawinę dalszych zdarzeń.”
– “Czy mam rozumieć, że ktoś się poczuł urażony, że śmiałaś tam zaistnieć w jakiejkolwiek ważnej roli?” – Pisarka zgadywała dalszy ciąg.
– “Och, Pisarko, teraz to i ja to wiem, że przy tym moim znajomym zaistnieć, to samej sobie – nazwijmy to – wysypać gwoździe pod koła. I suma summarum tak się właśnie stało. Po fochu, przyszła kara. Kara według niego była sroga. Porzucenie wieczorem na wiosce bez transportu i z ginącym zasięgiem telefonu, a także zza małą kwotą na taksówkę na 200 km. Po prostu wsiadł w auto i odjechał zadowolony.”
– “Tak to wyglądało z jego strony….” – dodała Pisarka.
– “Zdecydowanie. Choć na chwilę przybiło mnie to i jak to ja wyobraziłam sobie siebie idącą po nocy poboczem do jakiegoś skomunikowanego z moim miastem miejsca. Krótko to trwało, bo jednak u mnie zaczęła się nagroda. Klientka okazała się osobą niezwykle przedsiębiorczą i do tego działaczką społeczną. Miała nagrany transport prawie codziennie pomiędzy różnymi miastami w Polsce. A tej nocy gdzie?” – zapytałam Pisarkę z uśmiechem.
– “Wiadomo! Ty, szczęściaro! Wszechświat sprzyja takim ludziom jak Ty! Do Twojego miasta!” – Pisarka znała moje przygody z czasów młodości i wiedziała, że znaczenie mojego imienia “Bóg Ci jest łaskawy” jest totalnie prawdziwe i potwierdziło się już tysiące razy, lecz teraz prawie podskakiwała z ekscytacji.
– “I co dalej? Co dalej?” – Pisarka jak nie Pisarka prawie szalała z ciekawości. Już czuła, że ta pozytywna bomba wisi w powietrzu tej przygody, a ja uśmiechałam się ze wzruszeniem.
– “Około 21. partner klientki z ich dziećmi zabrał mnie na polanę w lesie, gdzie było setki świetlików…”
– “Ty wariatko, mając w perspektywie ugrzęźnięcie na jakiejś wiosce, pojechałaś na świetliki???” – wykrzyknęła ni to z lekką dezaprobatą, ni z podziwem Pisarka.
– “Oj, brzmisz jak mój tato, Pisarko. Uznam to za sam podziw. Mogę dalej?”
– “Dajesz, dajesz” – pospieszyła mnie Pisarka, przywołując się do porządku.
– “Pojechaliśmy na te świetliki. Dzieci – a wiesz, że szczęśliwe dzieci to i ja szczęśliwa – pokazywały mi z radością miejsca, gdzie były ich największe skupiska. Widok był przewspaniały, wręcz bajkowy. Nigdy wcześniej w życiu nie widziałam aż tylu świetlików, mimo iż znasz moje szczęście do cudów natury. Partner klientki podczas jazdy powiedział mi kilka zdań otuchy do mojej sytuacji. Wróciliśmy i położył dzieci spać. Klientka cały czas zajęta rozmowami na telefonie poprosiła go, by zrobił mi kolację. Jak myślisz, Pisarko, co w tym paśmie nagród dla mnie było na kolację? – mój uśmiech był i wzruszony i już szelmowski.
– “Czekaj, czekaj, co Ty lubisz najbardziej jadać w wakacje na kolację?” – Pisarka czuła już klimat pozytywnego ciągu zdarzeń.
– “Sałatkę. Tak, Pisarko. Zrobił mi pyszną sałatkę z lekkich warzyw i awokado, do tego grzanki z piekarnika. Kolacja godna wytwornego hotelu, który mnie z moim znajomym ominął. Palce lizać. Czułam się, jak w jakimś śnie, w którym śnię, że dostaję moje ulubione rzeczy. Po kolacji … podał lampkę czerwonego wina. Wiesz, że raczej nie piję, a już szczególnie gdy coś dzieje się nie tak. Wtedy jednak ona była wręcz zbawienna. Klientka napiła się już z nami. Serdecznie porozmawialiśmy. Odprężyłam się, myśląc jacy ludzie potrafią być wspierający.
Przed północą naszły mnie wątpliwości, czy transport na pewno przyjedzie. Zmęczona upalnym dniem, (trochę tego dnia biegałam z psami klientki), nerwami odnośnie mojego znajomego, późną porą, zaczęłam myśleć, co zrobię, kiedy transport nie przyjedzie. Przy zmęczeniu łatwo napadają mnie czarne myśli i krytyczny osąd siebie, że dopuściłam do takiej sytuacji.
Nagle klientka poderwała się: “Są!” – rzuciła krótko i gestem ręki zachęciła mnie do wyjścia.
– “I czego się spodziewasz, Pisarko? Bo jak się pewnie domyślasz, ja miałam pustą głowę i zero specjalnych oczekiwań…”
– “Lubisz samochody… sportowe i ekskluzywne marki… hmm… pasmo nagród…” – myślała głośno Pisarka.
– “Dobrze kombinujesz, Pisareczko” – potwierdziłam jej kierunek myślenia.
– “Stawiam na jakieś ekstra auto” – aż klasnęła w dłonie z emocji Pisarka.
– “Bingo, Pisarko. Podjechał samochód jednej z trzech moich ulubionych marek w jednej z najwyższych wersji. Ja tego od razu nie odnotowałam w świadomości. Szczęśliwa, że jadę, podałam walizkę kierowcy, który włożył ją do bagażnika. Po serdecznym pożegnaniu i podziękowaniach klientce, zasiadłam z ulgą z tyłu ….w limuzynie. Wraz z oddalaniem się od domu klientki zaczęłam ogarniać świadomością nowe fakty. Auto miało przyciemnione szyby z tyłu. Młodzi ludzie z przodu wieźli mnie jak jakąś szyszkę. Nie rozmawiali do mnie, tylko bardzo cicho między sobą. Tak cicho, że ledwie słyszałam, że rozmawiają w obcym języku. Nie czułam potrzeby ani możliwości zagadania, mimo iż doskonale ich rozumiałam. Deska rozdzielcza świeciła pięknym złotym kolorem. Z radioodtwarzacza płynęła cicho, także na tył auta, przyjemna dla ucha, elektroniczna muzyka. Moje i drugie tylnie drzwi były zablokowane.
– “Spanikowałaś?” – zapytała Pisarka z lekką paniką w głosie.
– “Zaskoczę Cię. Odpędziłam stare gderliwe myśli wkładane mi do głowy w dzieciństwie przez mojego tatę o zagrożeniach wszelakich. Wczułam się w klimat panujący w samochodzie. W ten spokój, w atmosferę sączącej się muzyki, rodzaju muzyki, w ciepło świateł deski, w miły i pełen kultury pomruk głosów mojej eskorty. Poczułam się jak elegancki i wytworny gość. Miałam wrażenie, że jadę właśnie do mojego nowego wspaniałego życia. Zasłuchałam w muzykę i delektowałam chwilą i perspektywą, którą ta podróż dla mnie otwierała. Nim się obejrzałam, byliśmy już w dużym mieście, gdzie czekała mnie… przesiadka.
– “Jak to? Dlaczego tak nagle wszystko urwałaś?” – zasmuciła się Pisarka.
– “Tu tak naprawdę kończy się ta historia. Powiedzmy, że mogłabym napisać “I pomknęliśmy do mojego miasta. Szczęśliwa wylądowałam nad ranem w swoim przytulnym łóżeczku.”
– “Nic się nie działo w drugim aucie?” – Pisarka nie dawała za wygraną.
– Drugie auto było dość eleganckim suwem. Kierowcą był pan w moim wieku gdzieś i pokrewnej branży. Jestem ogromnie wdzięczna, że mnie dowiózł do domu. Rozmowa z nim sprawiła, że poczułam, jak ogromne znaczenia ma wkładanie do pracy serca. Sucha wiedza nudzi i nuży, a także napawa jakimś dziwnym smutkiem.”
– “Ok. Rozumiem, to temat na całkiem oddzielną rozkminkę.” – zgodziła się Pisarka, która jak wiadomo rozumie mnie bez zbędnych słów.